Jak przewidywałem tydzień temu, licytacja, kto głośniej i mocniej ogłosi koniec demokracji w Polsce, będzie trwać. Pal sześć, kiedy robią to publicyści i komentatorzy – takie ich prawo. Co najwyżej mogą się ośmieszyć, jak to się stało udziałem Tomasza Lisa, który zdążył już ostrzec PiS przed… Majdanem. Doprawdy, to jest lepsze niż kabaret, a przynajmniej niż te, jakie mogłem do tej pory obejrzeć. Jeden z najbardziej prominentnych pieszczochów poprzedniej władzy grozi wezwaniem do ulicznych demonstracji i szykuje się, żeby powieść lud na barykady. Prawdziwa byłaby to uciecha dla oka i aż żałuję, że szef „Newsweeka” jedynie w Internecie i na papierze tak się sroży.
Jednak co wolno rozhisteryzowanemu publicyście, to poważnym ludziom nie uchodzi. A do tej kategorii zdawali się zaliczać sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, przede wszystkim zaś jego prezesi. Przykro to powiedzieć, ale dni ostatnie smutnym są dowodem na to, że i w tym przypadku doszło do pomyłki. Andrzej Zoll mówi o totalitaryzmie, o końcu państwa demokratycznego, o tym, że Polska podąża drogą Białorusi i Kazachstanu.Od prof. Zolla nie może być oczywiście gorszy Jerzy Stępień, który po tym, jak obecny Sejm postanowił odwołać pięciu sędziów wybranych przez poprzedni parlament, ogłosił, że to był zamach stanu, tak jak w Rosji, jak na Białorusi. Nawet jeśli można mieć wątpliwości co do prawomocności sejmowych uchwał, a ja je mam, to ich przyjęcie dzieli od zamachu stanu przepaść. Jest bowiem faktem, że nie byłoby obecnego kryzysu, gdyby nie zamach na Trybunał dokonany przez Platformę Obywatelską i PSL w czerwcu tego roku. Dzięki niemu obie partie mogły wybrać pięciu sędziów jeszcze w czasie, kiedy nie minęła kadencja poprzedników. Dziwnym trafem żaden z oburzonych konstytucjonalistów nie zauważył wówczas, że po decyzji poprzedniego Sejmu w Trybunale pojawiło się… 20 sędziów! Mimo tego rozdzierający dziś szaty sędziowie wówczas milczeli. Ba, niektórzy z nich, na czele z Andrzejem Rzeplińskim, wydaje się, brali udział w pracach nad ową niesławną ustawą. Teraz ten sam prezes Rzepliński zamiast uderzyć się we własne piersi, wyładowuje złość na innych i w sposób, który trudno nazwać inaczej niż chamski, traktuje reporterkę TVN24. Kiedy ta próbowała uzyskać jego odpowiedź na pytanie, dlaczego opuszcza Sejm, usłyszała od naindyczonego profesora: „Jest pani wykształconą osobą, to pewnie pani wie, dlaczego musiałem wyjść”. Po krótkiej chwili dorzucił: „Słuchała pani, chyba że pani jest głucha”. Trudno jest znaleźć dobre wyjście z obecnego zapętlenia. Jedno jest pewne: żeby to osiągnąć, należy postępować roztropnie. Obecnym i byłym prezesom TK radziłbym zatem napić się zimnej wody. Wypić dużo szklanek zimnej wody, a potem dopiero mówić.