Do czwartku rodzice mieli czas na wypisanie dzieci z zajęć edukacji zdrowotnej. Nowy przedmiot wszedł do szkół w nowym roku szkolnym. Szefowa MEN była pytana w Radiu Zet, czy sposób wprowadzenia edukacji zdrowotnej do szkół to sukces. – Uważam, że to powinien być przedmiot obowiązkowy, wtedy byłby sukces pełen – wskazała.
– Jestem szczęśliwa, że mamy świetnie przygotowany przedmiot i tu wielkie ukłony dla wszystkich ekspertów. Sukces, że przedmiot jest, a porażka, że przedmiot nie jest obowiązkowy – przyznaje minister edukacji narodowej. Zdaniem szefowej MEN "bardzo źle się stało, że polityka wkroczyła w to tak brutalnie, a jest to przedmiot szalenie potrzebny".
– Wszyscy widzimy, jak wielkie, potrzebne są działania ws. zdrowia psychicznego, przeciwdziałania uzależnieniom, ruchu, wiedzy o swoim zdrowia – wylicza minister Nowacka i zapowiada, że ok. 10 października resort edukacji będzie miał dane dotyczące tego, ile dzieci zostało z przedmiotu wypisanych.
Nowacka narzeka na "nagonkę"
Według polityk "Kościół wraz z PiS i Konfederacją wywołał gigantyczną nagonkę na kwestie dotyczące zdrowia i ochrony zdrowia". – To w ogóle 50 proc. mnie nie dziwi. – Uprzedzałam o tym, że kiedy wycofamy się z obowiązkowości, to będzie znacznie mniejsza frekwencja – mówi w Radiu ZET Barbara Nowacka.
Pytana o możliwe rozmowy z Episkopatem, minister przekonuje, że "nie można się dogadać z kimś, kto chyba ze względu na jakiś żal mówi, że będzie niszczył przedmiot". Minister ocenia, że "Episkopat ma stanowisko oparte na nieprawdzie". – Nie odwołuje się do podstaw programowych tylko do swoich wyobrażeń lub uprawia czystą politykę – uważa Nowacka i zaznacza, że "świadczy to o wyjątkowo złych intencjach, nie tylko w stosunku do MEN, ale w stosunku do dzieci i młodzieży".
Czytaj też:
"Szkoda dla dziecka". Celebrytka załamuje ręce nad decyzją prezydentaCzytaj też:
Edukacja zdrowotna. Ten sondaż spodobałby się minister Nowackiej
