Zaś min. Barbara Nowacka zapowiedziała, że nie ma prezydenckie weto baczenia i reformę i tak będzie przeprowadzać (zrobiła to w mało eleganckich słowach, ale pomińmy bo nie jest godna dłuższego roztrząsania – zero zdziwienia, jak to się mówi).
Mimo to jestem skłonny przyznać minister Barbarze Nowackiej dobrą wolę. Nie chcę sądzić, że jej intencją jest świadome niszczenie polskiej szkoły. Pani minister pragnie – jak zapewnia – nowoczesności, skuteczności i równości szans. Problem polega jednak na tym, że w edukacji dobra wola nie chroni przed katastrofą, jeśli towarzyszy jej błędna wizja człowieka oraz brak odpowiedzi na najbardziej zasadnicze pytania: o prawdę, dobro i piękno.
Edukacja nie jest obszarem technicznym. Jest dziedziną, która bezpośrednio angażuje filozofię, w tym określoną metafizykę człowieka; każda edukacja opiera się bowiem na odpowiedzi na pytanie, kim jest człowiek. Jeśli odpowiedź ta jest fałszywa lub nieuświadomiona, całe przedsięwzięcie edukacyjne staje się destrukcyjne dla wszystkich, którzy w nim uczestniczą, a w konsekwencji także dla całej wspólnoty.
Co powiedziawszy, trudno nie stwierdzić, że działania Pani Minister Barbary Nowackiej przywodzą na myśl starą bajkę o misiu i jego towarzyszu. Pamiętają ją Państwo? To La Fontaine – autor, którego, jak się zdaje, nie czyta się już w polskich szkołach. Opowieść jest taka: pewnego dnia człowiek zasypia, a na jego twarz siada mucha. Niedźwiedź, kierując się szczerymi, dobrymi intencjami, nie chce dopuścić, by natrętny owad zakłócał sen jego towarzysza, więc postanawia go odpędzić. Chwyta zatem kamień i z całej siły uderza muchę. Owszem, zabija ją, ale niejako przy okazji zabija też przyjaciela.
Polska szkoła nie przeżyje „pomocy” niesionej przez Panią Minister Barbarę Nowacką. Owszem, instytucja pozostanie: budynki, etaty, procedury, uczniowie. Ale szkoła jako miejsce wychowania człowieka – nie.
Klasyczna tradycja, od Arystotelesa po dziś dzień, określa rzecz jasno: celem szkoły jest formacja człowieka, nie przygotowanie do funkcjonalności ani wyposażenie w kompetencje. Funkcjonalność i kompetencje są sprawą wtórną, niejako produktem ubocznym dobrej edukacji. Najpierw jest kształtowanie człowieka pięknego i dobrego – a więc zdolnego do poznania prawdy i działania zgodnego z nią. Tymczasem język reformy edukacji zdradza zupełnie inną hierarchię: kompetencje, sprawczość, adaptacyjność.
Nie jest to przypadek, lecz konsekwencja zerwania z dziedzictwem. O ile proces edukacji odbywający się mniej więcej do końca XIX wieku można potraktować jako ciągłość (owszem, były solidne tąpnięcia i „edukacyjne rewolucje”), o tyle jednak istniał pewien schemat, a nade wszystko więź z przeszłością – choćby przez obecność w procesie edukacji języków starożytnych: łaciny i greki. Jeden z tych języków, łacinę, reforma usuwa z przedmiotów, które mogły być wybierane jako przedmiot maturalny.
A przecież wiadomo powszechnie – czy wie to Pani Minister? – że język łaciński to nie tylko deklinacje, koniugacje i tempora (czasy), ale przede wszystkim intelektualny, abstrakcyjny sposób ujmowania rzeczywistości, daleko wykraczający poza ujęcie sensualistyczno-użytkowe. Nauka tego języka, obcowanie z dziełami, które w nim powstały, w sposób trudny do przecenienia kształtuje zdolności intelektualne, umiejętność tworzenia poprawnych sądów i rozumowań. Powinien to być język podstawowy i zasadniczy, obok polskiego, we wszystkich typach kształcenia.
Jego użyteczność dalece wykracza poza fakt, że uczeń „posiadający” łacinę przeczyta Bukoliki Wergiliusza albo odczyta inskrypcje na tablicy w starym, barokowym kościele. Aby to rozumieć – rzecz w końcu nienadzwyczajną – trzeba być dziedzicem (lub dziedziczką) wielkiej kultury. Pani Minister niepodważalnie dowodzi, że do grona dziedziców się nie zalicza, że jest uzurpatorem.
Klasyczna edukacja
Równamy do Europy, do nowoczesnej edukacji krajów Zachodu? Dobrze. Ale, Pani Minister, nie da się wychować Europejczyka bez Homera, Platona, Arystotelesa i Cycerona. Nawet jeśli absolwent (warto zapytać, skąd to słowo się wzięło i jaka jest jego etymologia) będzie wyposażony w najnowocześniejsze kompetencje i posiadał niespotykaną wcześniej sprawczość (to słowa-fetysze tej reformy), będzie niczym więcej niż wyspecjalizowanym niewolnikiem. Szkoła przestaje być instytucją edukacyjną, redukuje się ją do instytucji adaptacyjnej.
Ta redukcja trwa od dawna, lecz obecne reformy grożą jej ostatecznym pogłębieniem i doprowadzeniem do kresu. Szkoła nie wychowa człowieka pięknego i dobrego, nie zanurzy go w kulturowym dziedzictwie, nie pomoże rozpoznawać prawdy i podążać za dobrem, nie wyposaży w kanony piękna – a to właśnie powinno być celem edukacji. Odnoszę wrażenie, że Pani Minister w ogóle nie rozpoznaje tego celu jako fundamentalnego. Gdyby było inaczej, odchodząc – słusznie – od pewnego formalizmu i biurokratycznego schematyzmu, szukałaby rozwiązań, które umożliwiają formację człowieka, a nie jedynie jego sprawne funkcjonowanie.
W każdym działaniu edukacyjnym najważniejsze, podstawowe i konieczne są pytania i próba wskazania odpowiedzi: kim jest człowiek? Po co żyje? Co jest prawdziwe, a co fałszywe? Co dobre, a co złe? Co piękne, a co szpetne? Jeśli nie stawiamy tych pytań i nie szukamy na nie odpowiedzi, reforma edukacji jest tylko techniką służącą aktualnie panującej ideologii. Obawiam się, że Pani Barbara Nowacka i jej współpracownicy pytań tych w ogóle sobie nie postawili.
Czy bez tych filozoficznych pytań, bez metafizycznego fundamentu, szkoła staje się – jak zdają się chcieć twórcy obecnej reformy – bardziej neutralna? Bynajmniej. Staje się jeszcze bardziej stronnicza. Przyjmuje inną, ukrytą filozofię: pragmatyzm, utylitaryzm, funkcjonalizm, konstruktywizm. Prawdziwe jest to, co działa. Dobre jest to, co na danym etapie uważa się za dobro i co jest użyteczne. Rozumne jest to, co zgodne z procedurą, co mieści się w panującym trendzie. Człowiek przestaje być bytem zdolnym do poznania prawdy i wyboru dobra, do odróżniania piękna i szpetoty, a staje się nośnikiem umiejętności i kompetencji.
W tym sensie reforma edukacji nie usuwa ideologii ze szkoły – ona ją maskuje. Szkoła nie przestaje wychowywać światopoglądowo; przeciwnie, wychowuje bardzo konsekwentnie człowieka zredukowanego do funkcji. W miejsce człowieka uformowanego, zanurzonego w dziedzictwie kulturowym, pojawia się dziś absolwent wyposażony w kompetencje i sprawczość.
Hollow men
Po tej reformie – jeśli będzie realizowana, a, jak zapowiada Pani Minister, będzie, mimo prezydenckiego weta – szkoła nie wychowa osób. Nadejdą za to the hollow men – wydrążeni ludzie. Będzie im można zaszczepiać, za pomocą mediów, mód i edukacji właśnie, dowolną tożsamość, którą w razie potrzeby łatwo i bezboleśnie – kilkoma ruchami socjotechnicznymi – zamieni się na inną. Zresztą ta reforma jest wcielaniem w organizm szkoły (i innych pól edukacji) tego, co zaczęło się jakiś czas temu, na dobre wraz z AWS-owską reformą edukacji. Dziś rozpoczęta wówczas erozja tylko przyspieszyła.
Być może przyspieszyła także dlatego, że istnieje obawa, iż za chwilę pojawi się nowy Przemysław Czarnek, który zechce ratować dostępnymi mu środkami to, co się da: przygotowywać nauczycieli do nauczania etyki (by nie była ona – jak bywa – poznawaniem moralności dzikich plemion i szukaniem „sytuacji bez wyjścia w etyce”, lecz rzetelnym wprowadzaniem w rozumienie, kim jest człowiek, jaka jest jego natura, jaki cel ona wyznacza oraz jakie środki zastosować, by ten cel osiągnąć), a także organizować Kongresy Edukacji Klasycznej i przez to sprawiać, by nauczyciele odkrywali jej wartość i próbowali realizować ją w szkołach. Do tego przecież nie można dopuścić – rewolucja wolności i uśmiechu jest bezwzględna.
I tu trzeba powiedzieć rzecz najostrzejszą, ale przecież uczciwą: ta reforma doskonale pasuje do etosu obecnego rządu. Przygotowując taką szkołę, Pani Minister jest przecież pomiędzy swymi: w kudłatej, barbarzyńskiej zgrai ludzi wydziedziczonych z tradycji, wyzutych z zasad, odciętych od metafizyki, dla których kultura Europy – z całym jej bogactwem w dziedzinie edukacji, prawa, polityki, religii i innych sfer – jest balastem. W tej hordzie destrukcyjne umiejętności i niszczycielski fach stoją w najwyższej cenie, bo najlepiej służą realizacji celów władzy pozbawionej fundamentów i drwiącej z przeszłości. Szkoła przez nich projektowana wyprodukuje wyzutych z dziedzictwa funkcjonariuszy epoki chaosu.
Polecamy Państwu „DO RZECZY+”
Na naszych stałych Czytelników czekają: wydania tygodnika, miesięcznika, dodatkowe artykuły i nasze programy.
Zapraszamy do wypróbowania w promocji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
