Premier ma o godz. 13 wygłosić w Sejmie informację w sprawie incydentów, do których doszło na trasie Warszawa-Lublin. Do tych planów odniósł się Adrian Zandberg, lider partii Razem.
– To dobrze, że pan premier przedstawi informację o aktach dywersji, bo to powinna być lampka alarmowa dla wszystkich. Ale mamy tu, szczerze mówiąc, poważniejsze pytanie: czy i kto złoży dymisję – mówił polityk w Sejmie.
– A to jest pytanie, czy nasze służby działają sprawnie, skoro dochodzi do kolejnych takich sytuacji. Czy ochrona kontrwywiadowcza kolei, czy ochrona transportu – w tym transportów wojskowych – jest na odpowiednim poziomie. To dotyczy też kluczowych zakładów przemysłowych – patrz: Puławy, Azoty – kontynuował Zandberg.
Profesjonalne przygotowanie operacji
Na trasie kolejowej Warszawa–Lublin doszło do jednego z najpoważniejszych w ostatnich latach aktów sabotażu. We wsi Mika eksplodował ładunek wybuchowy, który zniszczył fragment torów. Premier Donald Tusk poinformował, że mamy do czynienia z celowym działaniem dywersyjnym wymierzonym w bezpieczeństwo państwa. Kilkanaście kilometrów dalej, bliżej Lublina, wykryto drugie miejsce uszkodzenia torowiska o podobnym charakterze.
Według nieoficjalnych ustaleń, do których dotarły media, w pobliżu miejsca detonacji znaleziono kamerę mogącą rejestrować przygotowania lub przebieg akcji oraz drugi ładunek wybuchowy, który na szczęście nie zadziałał. Świadczy to o profesjonalnym przygotowaniu operacji i możliwie szerzej zakrojonych działaniach sabotażowych. Służby szczegółowo analizują użyty materiał wybuchowy. Wstępne ustalenia sugerują, że był to elastyczny, odporny na wstrząsy materiał, możliwy do precyzyjnego cięcia torów przy użyciu technologii ACE (advanced cutting explosive). Tego rodzaju ładunki są stosowane m.in. do szybkiego niszczenia elementów konstrukcyjnych.
Czytaj też:
Kto stoi za dywersją na polskiej kolei? Dobrzyński ujawnia zleceniodawcówCzytaj też:
Dywersja na kolei. Szef MSWiA: Mieliśmy bardzo duże szczęście
