Proszę okryć głowę – przypominał steward kolejnym wysiadającym pasażerkom, gdy samolot zatrzymał się przed budynkiem lotniska Chomeiniego w Teheranie. Wszystkie, ja także, byłyśmy przygotowane. Z torebek lub bagażu podręcznego pośpiesznie wyciągałyśmy apaszki i szale. Do budynku wchodziłyśmy jako kobiety ubrane stosownie do miejscowych zasad, skromnie, jak nakazywał Prorok.
Konieczność okrycia włosów nie jest, powiedzmy to otwarcie, specjalnym problemem, tym bardziej że w Iranie nie ma obowiązku noszenia wybitnie nietwarzowego hidżabu, szczelnie owijającego głowę, tak by ani jeden włosek nie był widoczny. Co więcej, dotyczy to nie tylko cudzoziemek. Wiele Iranek okrywa głowę luźno, włosy filuternie wymykają się spod szala, swobodnie opadającego na ramiona. To nie szpeci, nawet przeciwnie.
Spojrzenie cudzoziemki jest oczywiście inne niż miejscowych kobiet, bo czym innym jest nosić chustę przez parę tygodni, a czym innym zawsze. Warto zresztą wiedzieć, że w porównaniu z odzieżowymi restrykcjami, które obowiązywały w pierwszych latach po rewolucji islamskiej, to i tak nic.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
