W Polsce powoli zaczyna się budzić sprzeciw przeciwko polityce klimatycznej Unii Europejskiej. Przyczyną są horrendalne koszty Zielonego Ładu, które przekładają się na rosnące ceny i problemy finansowe kolejnych przedsiębiorstw – tych małych i średnich, nie koncernów. Na razie w zależności pomiędzy pauperyzacją a unijnym klimatyzmem zorientowali się rolnicy, którzy protestują w wielu krajach Europy.
Do szerszych grup społeczeństwa zaczynają docierać informacje, że Zielony Ład oznacza gigantyczne obciążenia finansowe dla europejskich podatników i wywiera ogromny wpływ na wiele dziedzin gospodarki i codziennego życia. Zakłada m.in., że państwa członkowskie UE będą miały obowiązek gromadzenia danych na temat charakterystyki energetycznej i renowacji budynków (dyrektywa EPBD). Będą także musiały stworzyć krajowe plany renowacji budynków, którego celem będzie doprowadzenie do dekarbonizacji wszystkich budynków w UE do 2050 roku. Dyrektywa jest częścią Zielonego Ładu – programu, który dąży do drastycznego obniżenia poziomu emisji gazów cieplarnianych w państwach UE.
Zmiany dotkną także rynku kotłów gazowych. Od 2025 roku nie będzie już możliwości ich zakupienia. Z kolei od 2030 takie urządzenia nie będą instalowane w nowych budynkach. Co za tym idzie, zakończone zostaną programy dotacji do wymiany pieców węglowych na kotły gazowe. Dyrektywa wprowadza też obowiązek instalacji fotowoltaicznych na dachach budynków. Zielony Ład to także system ETS powodujący olbrzymie ceny prądu i ETS2, który wejdzie w życie w 2027 roku.
Lisicki i Cejrowski komentują
W najnowszym odcinku programu "Antysystem", który miał premierę w środę, Paweł Lisicki i Wojciech Cejrowski, oprócz wojny na Ukrainie, rozmawiali też o Zielonym Ładzie. – Tusk obiecał zwołanie okrągłego stołu z rolnikami i jak to Tusk, nic się nie wydarzyło. Do tego wchodzą w życie kolejne wspaniałe dyrektywy przygotowywane przez Unię Europejską, co może oznaczać jedno, wielkie wywłaszczenie za kilka-kilkanaście lat. Może się okazać, że będzie się nakładać na ludzi kary, jeśli nie będą spełniać norm, a wtedy może się okazać, że odbierze mu się nieruchomość, jeśli nie będzie w stanie płacić tych kar – tłumaczył red. naczelny "Do Rzeczy".
– Rzeczywiście, tak to wygląda. To wywłaszczanie z własności prywatnej i niszczenie klasy średniej. To to samo, co robiła komuna. Nawet słowo "dyrektywa" jest z języka komunistycznego. Dyrektywa była zawsze partyjna – ocenił Wojciech Cejrowski. – Jak się czyta te wszystkie informacje, to dlaczego na jakimś etapie nie może powiedzieć "nie"? Odczepcie się od naszych budynków, nie mówcie mi, jaki on ma być. Dlaczego tego nie można powiedzieć? – dziwił się Lisicki. – Politycy są wybierani według takich mechanizmów, że nie mogą czegoś takiego powiedzieć, bo nawet jeśli powiedzą, to ich głos niewiele znaczy – odpowiedział Cejrowski.
Zwiastun 65. odc. programu "Antysystem". Całość dostępna dla Subskrybentów.