Jak przypomina prof. de Mattei termin ultramontanizm powstał w XIX wieku i początkowo cieszył się negatywnymi konotacjami, które nadali mu liberalni katolicy, opowiadający się za zmianami, jakie przyniosła Rewolucja Francuska i za osłabieniem władzy Namiestnika Chrystusa na rzecz episkopatów, co później przełożyło się na postulat kolegialności, a obecnie „synodalności”.
Skąd wziął się ulramontanizm?
Sama nazwa pochodzi od wyrażenia „za górami” (ultra montes), co odnosiło się do zwierzchniej roli Biskupa Rzymu, który z perspektywy innych krajów stacjonuje za Alpami, w Rzymie. Ultramontanie kładą nacisk na naczelną rolę papieża, wyrażoną przed wiekami w sentencji Roma locuta, causa finita (Rzym przemówił, sprawa zamknięta), przypisywanej św. Augustynowi. Ponadto w poglądach historycznych przeciwstawiają się błędom Rewolucji Francuskiej, która postawiła prawo stanowione przez człowieka ponad prawem naturalnym i Boskim oraz liberalizm ponad prawdą i obowiązkami względem Stwórcy. Znani rzecznicy tego nurtu, których wymienia prof. de Mattei, to Joseph de Maistre czy Juan Donoso Cortés.
Jak wskazuje autor artykułu, książka O Papieżu de Maistre'a była niejako zapowiedzią późniejszego dogmatu o nieomylności papieża ogłoszonego przez Sobór Watykański I. Wyrażała ona od dawna zakorzenione w Kościele przekonanie, że Biskup Rzymu korzysta z asystencji Ducha Świętego i kiedy orzeka ex cathedra w sprawach wiary i obyczajów, pozostając w zgodzie z Tradycją apostolską, to przysługuje tym wypowiedziom prawo nieomylności.
Spór pomiędzy ortodoksyjnymi i liberalnymi katolikami
„Walka między katolikami ultramontańskimi a katolikami liberalnymi rozwinęła się przede wszystkim we Francji w drugiej połowie XIX wieku. (...) Papież Pius IX poparł ruch ultramontane i potępił katolicki liberalizm encykliką Quanta cura i Syllabusem (lub streszczeniem) głównych błędów naszych czasówopublikowany 8 grudnia 1864 r., w 10. rocznicę ogłoszenia doktryny o Niepokalanym Poczęciu. (...) Pięć lat później, kiedy Pius IX ogłosił Sobór Watykański, liberalni katolicy postanowili wyjść na jaw [otwarcie sprzeciwiając się dogmatowi o nieomylności papieskiej]” – wyjaśnia de Mattei.
Jak podkreśla włoski historyk, określenie dogmatu, rozwój prestiżu papiestwa i postawa jego obrońców, nie zakończyły problemu liberalnego katolicyzmu, który podważył Boski charakter wiary i samozwańczo przypisał człowiekowi moc do zmiany tego, co Bóg objawił, a co miało wydać tragiczne owoce w latach 60-tych ubiegłego wieku. „Liberalni katolicy zostali pokonani przez I Sobór Watykański, ale po stuleciu stali się protagonistami i zwycięzcami Soboru Watykańskiego II”.
Liberalizm tryumfuje na Soborze Watykańskim II
Na Soborze powrócił definitywnie odrzucony przez Kościół błąd kolegialistów twierdzących, że władza w Kościele powinna być urządzona na wzór świeckiej demokracji. Nurt ten rozwijali następnie modernistyczni duchowni, tacy jak Yves Congar, którego cytuje prof. de Mattei: „Wierzę, że wszystko, co czyni się, aby nawrócić Włochy z ultramontańskiego politycznego, eklezjologicznego i dewocyjnego stosunku do Ewangelii, będzie również korzyścią dla Kościoła. Dlatego przyjąłem ostatnio wiele zobowiązań w tym zakresie”.
„Dewocyjna eklezjologia”, o której pisał o. Congar, to po prostu ewangeliczne przekonanie, że Kościół jest jedyną arką zbawienia i tylko w jedności z Mistycznym Ciałem Chrystusa można osiągnąć życie wieczne. Zwolennikami ortodoksyjnego rozumienia natury i roli Kościoła byli w dobie Soboru Watykańskiego II i po nim, jak przypomina de Mattei, były takie osobistości, jak kardynałowie Alfredo Ottaviani, Ernesto Ruffini czy abp Marcel Lefebvre, późniejszy założyciel Bractwa św. Piusa X.
Prof. Roberto de Mattei powołuje się na znanie uznanego pisarza katolickiego, Michaela Daviesa, który twierdził, że „część soborowej katastrofy” była spowodowana fałszywym pojęciem posłuszeństwa papieżowi. Autor przypomina przy tej okazji twierdzenie słynnego ultramontanina, arcybiskupa Westminsteru, kard. Henry'ego Edwarda Manninga, który tłumaczył, że „nieomylność nie jest cechą przynależną osobie [papieża], ale pomocą związaną z urzędem”.
Papolatria narodziła się po Vaticanum II
„Sobór Watykański I nie naucza, że charyzmat nieomylności jest zawsze obecny w Namiestniku Chrystusa”, lecz jedynie w ściśle określonych okolicznościach i tylko wtedy, gdy utwierdza on prawdy wiary już zawarte w źródłach objawienia. Dlatego też wszyscy, których, jak pisze de Mattei, można by określić współczesnymi „ultramontańskimi tradycjonalistami” słusznie sprzeciwiają się „Vaticanum II i Novus Ordo z szacunkiem i miłością do papiestwa”.
Ślepe posłuszeństwo osobie papieża nie zatem nic wspólnego ani z poglądami ultramontańskimi ani z istotą katolicyzmu, a powstały w wyniku przewrotu w Kościele, jakim był ostatni Sobór. „«Papolatria» i «magisterializm» narodziły się po Soborze Watykańskim II: skrajny kult osoby Papieża, który rozwijał się równolegle do upokorzenia papiestwa. Nie ma to nic wspólnego z ultramontanizmem” – podkreśla uczony.
Czytaj też:
Lisicki: Jesteśmy o krok od "twardej rewolucji" w KościeleCzytaj też:
Abp Viganò: Kościołem rządzi sekta zdeprawowanych modernistówCzytaj też:
Tradycjonalista? Nie, katolik!