Po tych mistrzostwach wiemy, że największym problemem nie jest to, że w piłkę Polacy grają
słabo. Większym jest to, że premier miał ochotę rozdać im „premię” z pieniędzy podatników, a zawodnicy przed najważniejszym meczem kłócili się o zasady podziału tych pieniędzy.
Wydawało się, że po występie w pucharowej fazie mistrzostw świata w piłce nożnej – i po pierwszym awansie z grupy po 36 latach – reprezentacja piłkarska odbudowała wizerunek po słabej grze grupowej. Wprawdzie dostała lanie od Francji, ale kibice widzieli przynajmniej, że sportowcy walczyli i chcieli wygrać. I pewnie dyskusje w kraju – jak zawsze – skupiałyby się na tym, czy już zmieniać trenera, czy Lewandowski naprawdę coś daje tej drużynie, gdyby nie pewne frapujące informacje, które wydobyli na jaw dziennikarze. Okazało się bowiem, że na spotkaniu przed wylotem do Kataru premier Mateusz Morawiecki miał obiecywać piłkarzom duże pieniądze za awans do fazy pucharowej. Według niektórych doniesień miało to być 30 mln zł, według innych – nawet 50 mln zł.
Kłótnia przed meczem z Francją
Zanim przejdziemy do tego, co z kieszeni podatników – i na jakich nieprzejrzystych zasadach – mieli dostać piłkarze, wspomnijmy o tym, że wcześniej mieli już zapewnione ogromne pieniądze od FIFA i PZPN. Za sam awans do Kataru polska drużyna miała zapewnione od FIFA 1,5 mln dol. Za miejsca od 9 do 16, czyli dla tych, którzy tak jak Polacy przegrali w jednej ósmej finału, FIFA przeznaczyła po 13 mln dol. Są to więc ogromne pieniądze, choć warto zauważyć, że 60 proc. kwot z nagród kasuje dla siebie PZPN. W każdym razie piłkarze z mundialu nie wracają biedni…
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.