Te światła, te wystawy, a jeszcze teraz te sączące się piosenki łajtkristmasowe. Galeria Mokotów (przepraszam – teraz Westfield) to miejsce piekielne, a także warszawski przyczółek elegancji. Drogie sklepy, światowe marki. Blask, zapach perfum. Podaruj sobie odrobinę luksusu, może nawet więcej niż odrobinę. Wdychaj aurę beztroskiego shoppingu, do którego nawołują cię z każdej strony.
W co bardziej, jak to się mówi dzisiaj, „selektywnych” sklepach Galmoku (to jego ludowa nazwa) przy wejściu stoją panowie, których jedynym zadaniem jest uprzejmie witać i żegnać klientów. Młodzi i przystojni mówią „dzień dobry” i wtedy czujesz się, jakbyś przyszła z wizytą do znajomych. Psycholodzy od marketingu powiedzieli, że tak trzeba, bo to zachęca klientów. Na pewno mają rację.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.