Jedwabne, czyli zaduch kłamstwa
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Jedwabne, czyli zaduch kłamstwa

Dodano:   /  Zmieniono: 

W cieniu rocznicowej awantury o nie nazywanie ludobójstwa ludobójstwem minęła inna rocznica − zbrodni w Jedwabnem. Fakt, nie była to rocznica okrągła, poza tym media najintensywniej propagujące kult Jedwabnego zajęły się akurat nagonką na abp Hosera jako rzekomego ludobójcę z Ruandy i antysemitę. Wpadł mi jedynie w ręce twitterowy apel Forum Żydów Polskich, by dołożyć wspólnych, polsko-żydowskich starań do wyjaśnienia wreszcie okoliczności tej zbrodni. Nie bać się przy tym prawdy, ale i wyrzec się politycznego żerowania na męczennikach sprzed 72 lat. W pełni ten apel popieram.

Jedwabne zrodziło w polsko-żydowskim dialogu poważny problem. Nie samo Jedwabne, to znaczy, nie sama zbrodnia, która tam miała miejsce, ale kłamstwo, które wyprodukował Jan Tomasz Gross i które podchwyciła, uwiarygodniła oraz rozpropagowała na cały świat michnikowszczyzna. Mit o pogromie, dokonanym spontanicznie przez polskich „sąsiadów”, gdy tylko przestali ich dzikie instynkty powściągać żołnierze radzieccy, stał się jednym z kłamstw założycielskich III RP, jej fałszywych fundamentów, obok np. kłamstwa o przeszłości Lecha Wałęsy.

Kłamstwo Grossa za jednym zamachem pozwoliło michnikowszczyznie osiągnąć kilka celów. Po pierwsze, dokonać podziału Polaków na „cywilizowanych” (tych, którzy kajają się za „polską zbrodnię” − arcyobłudnie, bo mówiąc „my” wskazują na winę Polaka-katolika ci, choć nigdy się z tą tradycją nie identyfikowali, a wręcz jej nienawidzą) oraz na niecywilizowanych, wymagających europejskiej tresury i reedukacji. Po drugie, po raz kolejny poniżyć Kościół, katolicyzm i religijność tresowanego narodu. Po trzecie wreszcie, wzmocnić w Polakach antysemickie resentymenty, które są dla michnikowszczyzny najbardziej pożądanym paliwem.

Dla przeciętnego Polaka bowiem za kłamstwo o Jedwabnem winę ponoszą – bez wdawania się w szczegóły – „Żydzi”. I to przeciw Żydom kieruje się reakcja budzonej tym kłamstwem niechęci. Jak powiedziałem, uważam, że macherzy, którzy stoją za sprawą, taki właśnie efekt chcieli osiągnąć. W istocie „Gazeta Wyborcza” nie jest, jak podsuwają naiwnym rozmaici „Andrzeje spod krzyża”, gazetą żydowską. Jest gazetą lewicową – papierkiem lakmusowym była tu napaść Guntera Grassa na Izrael, w stosunku do niej można było jasno zobaczyć, gdzie jest lojalność Czerskiej. Środowisko, które za nią stoi, uwielbia używać oskarżeń o antysemityzm do jątrzenia i do poniżania swych przeciwników, ale w istocie ma do żyda tradycjonalisty stosunek równie wrogi i pogardliwy jak do Polaka katolika. Jest to środowisko produktem nie żydostwa, ale post-żydowskiego wykorzenienia i wykolejenia, dziedzictwem „żydokomuny” − warto, jak chyba już wspominałem, przeczytać, jak w swej najnowszej książce portretuje je (opisując dom i świat swoich rodziców) Jerzy Urban.

Kłamstwo o Jedwabnem, jak wspomniałem, strukturą i funkcjonowaniem przypomina inne kłamstwa, na przykład to o boskiej roli Wałęsy w zrywie „Solidarności”. Korzysta z goebbelsowskiego mechanizmu wielokrotnego powtarzania, ogłuszania jednomyślnością i oczywistością serwowanego fałszu. Jest tak, bo to oczywiste, bo wszyscy wiedzą, że jest tak, bo tylko skończony idiota może wątpić, bo Wajda, bo Bartoszewski, bo Holland, bo Norman Davis, bo Olbrychski, bo Kondrat, bo całe, całe kohorty autorytetów wielokrotnie potwierdzały fałsz jako oczywistość, a podważają oficjalną wykładnię tylko jacyś koszmarkowaci ludzie bez zębów stawiający krzyże na Żwirowisku. Bo za ciężkie pieniądze nawydawano książek, naprodukowano promowanych na świecie filmów i sztuk teatralnych, które kłamliwy stereotyp mają wbić w głowy tak głęboko, aby każda próba jego rewizji budziła machinalny sprzeciw, szyderstwo i wyparcie.

To, owszem, mechanizm potężny. Sam, przyznaję, gdy pierwszy raz usłyszałem o dowiezieniu Wałęsy na strajk motorówką, uśmiechnąłem się, że zasłużona starsza pani musiała zwariować. I większość ofiar medialnego prania mózgów na tym etapie pozostaje, bo tak jest wygodnie.

Na szczęście takie systematy kłamstwa mają gdzieś zawsze słaby punkt. Wystarczy jedno proste pytanie, jedna oczywista odpowiedź, które sprawiają, że Orwellowskie kłamstwo sypie się w gruzy. Sto tysięcy razy powtarzano, że dzielny Wałęsa przeskoczył przez płot − i okazuje się, że nikt nie jest w stanie wskazać miejsca, gdzie przeskoczył, bo, okazuje się, nigdy żadnego płotu tam nie było! Więc czemu to powtarzanie służyło, co miało powtarzane kłamstwo przykryć? Sto tysięcy razy Wałęsa się zaklął, że nie był „Bolkiem”, ale papiery „Bolka” bezprawnie jako prezydent zabrał i nigdy nie oddał. Przecież jeśli nie był „Bolkiem” te papiery stanowiły niezbity dowód jego niewinności. I on, niby nie-Bolek, ten dowód zniszczył, względnie ukrył tak dobrze, że do dziś nikt go nie znalazł? Po co, żeby ochronić prawdziwego „Bolka” i uniemożliwić sobie samemu ostateczne oczyszczenie się z podejrzeń?

W wypadku Jedwabnego sprawa jest równie oczywista. Na ziemiach dzisiejszej wschodniej Polski, Ukrainy i Białorusi, doszło w wieku XX do kilkudziesięciu pogromów. Zostały one dobrze zbadane i opisane przez historyków. W żadnym z tych pogromów nie zdarzyło się, by wymordowano wszystkich zaatakowanych. Zazwyczaj ofiary śmiertelne stanowiło 30 – 50 proc. zaatakowanej populacji, około jednej trzeciej udawało się ujść bez szawnku. To oczywiste. Zaatakowani się rozbiegają, uciekają, bronią, a i atakujący niechają czasem pościgu by się zająć rabunkiem, albo jeden czy drugi się zlituje i zadowoli pobiciem.

W Jedwabnem zginęło jednego dnia praktycznie 100 proc. żydowskiej populacji. I to właśnie samo w sobie jest dowodem, że, po pierwsze, wykonawcy zbrodni mieli odpowiedni know-how, wiedzieli, że najpierw trzeba niepostrzeżenie zablokować drogi ucieczki, a potem dopiero rozpocząć skoordynowaną akcję, i, po drugie, że byli dowodzeni i wykonywali rozkazy z wojskową dyscypliną.

Jedno i drugie byłoby absolutnie niemożliwe, gdyby, jak głosi czarna legenda, po prostu polscy „sąsiedzi” pewnego dnia spontanicznie postanowili zgładzić żydowskich współobywateli miasteczka, uznawszy po odejściu jednego okupanta i przed nadejściem drugiego, że wreszcie mogą.

Jest więc oczywiste, że tzw. sprawstwo kierownicze zbrodni należało do Niemców. Wskazuje na to więcej oczywistych dowodów, na czele z niemieckimi archiwami, gdzie – pisał o tym bodajże prof. Strzembosz − zachowały się rozkazy i sprawozdania oddziału, który posłano w te właśnie okolicę aby „czyścił” ją z Żydów, z poleceniem maksymalnego wciągania do egzekucji miejscowej ludności.

Tych papierów historycy nie badają, z tej samej przyczyny, dla której, poza kilkoma odważnymi wyjątkami, ratującymi honor tego zawodu, nie badają historii WZZ-ów, Sierpnia i życiorysu Wałęsy. I z tej samej przyczyny, dla której pod potężnym światowym naciskiem przerwano ekshumację w Jedwabnem, gdy tylko w grobie zaczęto znajdować znaczne ilości łusek. Samo w sobie jest to jednoznacznym przygwożdżeniem kłamstwa.

Co miało miejsce w Jedwabnem? Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa jedna z wielu niemieckich zbrodni, o tyle odbiegająca od standardu, że udział w niej wzięli miejscowi Polacy. Ilu z nich zrobiło to dla rabunku, ilu z zemsty, ilu ze strachu przed Niemcami, na ile był to udział aktywny, na ile bierne wykonywanie niemieckich poleceń? To są pytania, na które powinny udzielić odpowiedzi badania historyków. Ale w tym celu Jedwabnem muszą się zająć historycy, a nie propagandyści, mający jeden z góry wytyczony cel: uczynienie z Polaków narodu oprawców, przypisanie polskiemu katolicyzmowi charakteru zbrodniczego i obrzydzenie polskości światu i samym Polakom. Można znieść każdą prawdę − kłamstwa, zwłaszcza tak promowanego, kolportowanego i nagłaśnianego, nigdy.

PS. Przypadek, który splótł rocznicę Jedwabnego z rocznicą „krwawej niedzieli” daje świetną okazję obserwowania z całą jaskrawością hipokryzji lewicy. Gorliwość promowania ukraińskiej wersji pamięci o Wołyniu pobudza jej przedstawicieli do wykorzystywania wszystkich możliwych usprawiedliwień, jakie da się znaleźć na rzecz rezunów. Polecam uwadze np. wywiad ze Sławomirem Sierakowskim w „Rzeczpospolitej”, gdzie wskazuje on na liczne okoliczności łagodzące – demoralizację okupacyjną, utratę przez Ukraińców elit wskutek eksterminacji sowieckiej i nazistowskiej etc. To wszystko jest oczywiście prawda. Tylko że tych wszystkich argumentów można użyć także do zniuansowania winy mieszkańców Jedwabnego. Lewica swe nieprzebrane pokłady empatii rezerwuje jednak tylko dla wrogów i oprawców Polaków, dla samych Polaków nie ma jej nigdy.

Czytaj także