Wystarczyła jedna udana konwencja kandydata PiS, żeby władza i salony dostały propelera jak karaluchy polane wrzątkiem. Duda źle akcentuje wyrazy obcego pochodzenia, i robi błędy językowe – ośmieszył się półinteligent, któremu przed wytknięciem kandydatowi rzekomego błędu nie chciało się zajrzeć do Słownika Poprawnej Polszczyzny. Duda zamordował Blidę! – przywalił grubo prezydencki minister, głęboko lekceważąc, że sprawa Blidy zamknięta została już kilkoma wyrokami sądowymi, nieprawidłowości przy zatrzymaniu nie stwierdzono, podstawy do zatrzymania uznano za wystarczająco poważne, i nawet Ryszard Kalisz, kręcąc i ściemniając do niemożliwości, zmuszony był w raporcie swej spec-komisji jednoznacznie przyznać, że nieboszczka zabiła się przypadkiem podczas próby samookaleczenia, które miało uratować ją przed przesłuchaniem (jakby nie kombinować, niewinnie oskarżeni czy zaszczuci raczej się nie samookaleczają). Duda był na prochach! – ogłosił były minister Drzewiecki, było nie było fachowiec, nie przypadkiem znany wśród dziennikarzy pod ksywką „Biały Nos”. Duda czytał z promptera! – ogłosił wreszcie, wbrew faktom, prezenter TVN i to oskarżenie, mimo iż w oczywisty sposób fałszywe, było powtarzane szczególnie zawzięcie przez polityków i klakierów władzy. Trudno się dziwić, bo, abstrahując już od spraw merytorycznych, na tle wygłoszonego z głowy, dynamicznego przemówienia Dudy, dysfunkcjonalność Bronisława Komorowskiego, który nawet podziękowania dla żony za bycie żoną przeczytał z kartki, ujawniła się szczególnie jaskrawo.
Bardziej od tych wszystkich, tyleż głupich, co spontanicznych napaści na Dudę (sądzę, że spontanicznych i płynących po prostu z osobniczej paniki ludzi, którzy wszystko zawdzięczają PO i utraty przez nią władzy boją się jak diabeł święconej wody – bo przecież w masie zdecydowanie one kandydatowi PiS pomagają, budując mu rozpoznawalność i korzystnie polaryzując sytuację) godna uwagi wydaje mi się inna.
A mianowicie – pani profesor Środy. Oczywiście, czym w minionym tygodniu mogłaby się zajmować egeria polskiego feminizmu? Plotkami o wielkiej zmowie milczenia kryjącej seksualną przemoc w jednej z wiodących telewizji? Rozpaczą matki, której dziecko zmarło, bo nie przyjęto go „z braku miejsc” do szpitala? Ujawnionym przez jedną z gazet faktem, że w 64 proc. polskich szpitali rodzące kobiety nie mogą liczyć na znieczulenie?
Jużci, pani Środa woli temat dla kobiet, a przynajmniej feministek, ważniejszy – zwalczanie PiS. Ale za co? Otóż uznała za stosowne skrytykować kandydata PiS za to, że „fantazjuje na temat polskiej biedy”.
„Dużo o niej mówił” – szydzi pani Środa – „O ogólnej zapaści, braku perspektyw… pochylał się nad emerytami, którzy muszą pracować, oraz dziećmi, które muszą emigrować i tęsknią, bo przecież wolałyby bronić polskiej ziemi przed obcym kapitałem zamiast zarabiać w obcej walucie. Fantazjowanie o biedzie to w PiS obowiązek partyjny. Aż dziw bierze, skąd kandydat Duda ma tak udaną córkę? Jak w tych strasznych warunkach udało mu się ją wyżywić i posłać na studia? To w Polsce jeszcze są jakieś studia?”.
Wystarczy. Przesłodki passus, nieprawdać? Przeczytałem słowa pani Środy raz i drugi, zrobiłem sobie herbaty, i popijając ją przeczytałem jeszcze raz.
Zadumałem się.
Pies trącał oczywiste głupactwo użytych argumentów – co mają zarobki Andrzeja Dudy, prawnika, a dziś europosła, i studia jego córki, do biedy w Polsce? Do niskich emerytur, zamykanych kopalń, biedujących „socjalnych” gospodarstw rolnych? Czy pani Środa chce Dudzie zwrócić uwagę, że takich jak on, którym się powiodło i są bogaci, obowiązuje jakaś klasowa solidarność przeciwko biednym? Że skoro on ma pieniądze, to nie wolno mu się litować nad frajerami, którym poszło gorzej? Nie zdziwiłby mnie taki punkt widzenia u Korwina (choć on akurat nigdy nic podobnego nie powiedział), ale u działaczki lewicowej?
No właśnie. O Dudzie nie dowiadujemy się z tych słów niczego. O pani Środzie więcej, ale nic, czego uważny obserwator nie wiedziałby wcześniej. Ale dużo się dowiadujemy o polskiej lewicy, czy raczej, o tym, co się chce nazywać lewicą.
O ile pamiętam, pani Środa była zawsze blisko ze środowiskiem „Krytyki Politycznej”. Kiedyś, zanim stała się ona tylko matecznikiem donosicieli typu Piątka czy Kapeli oraz gromadą spryciarzy wyszkolonych w absorbowaniu unijnych grantów, dość uważnie czytałem, co się ukazywało w jej kwartalniku i na stronach internetowych. O biedzie w Polsce było tam bardzo wiele. Bardzo poważnie. O wykluczeniu społecznym i niebezpieczeństwie, jakie ze sobą niesie. Dużo, i zresztą prawdziwie. Nie wiem doprawdy, jak trzeba być zamkniętym w lemingowskim światku modnych kawiarni, siłowni i klubów nocnych dla korporacyjnych szczurów, by nie widzieć w Polsce biedy. Jakie recepty przeciwko niej młoda lewica proponowała, ile w nich było wezwań do walki z obcym kapitałem, to osobna sprawa – ale fakty przedstawiano oczywiste.
Hm, zaglądam do najnowszego numeru „Krytyki Politycznej”. Jak raz – o nierównościach społecznych i wykluczeniu. Jeszcze do nich nie dotarło, że to fantazjowanie? A może dotarło, bo, zdaje się, na troskę młodej lewicy zasłużyli już tylko biedni i wykluczeni mieszkańcy innych krajów?
Starsza lewica, postkomunistyczna, od której pani Środa przejęła sposób argumentowania (całą młodość słyszałem, że nie mam prawa mówić o nieprawościach w mojej ojczyźnie, bo socjalizm dał mi szkołę a moim rodzicom pracę) niewiele dla biednych zrobiła, jeśli w ogóle cokolwiek – ale mówiła o nich bodaj jeszcze więcej.
A teraz okazuje się, że dla takiej pani Środy wystarczy, że biedę w Polsce dostrzeże pisowiec… i cała ideologiczne nadbudowa obraca się na nice, jak rewiowa scenografia! Nie ma żadnej biedy! Nie ma żadnego wykluczenia! A komu nie starcza na życie – sam sobie winien!
Jedno słowo pisowca, i zajadła lewicówka staje się oddanym wyznawcą korwinizmu-balcerowiczyzmu. Bieda? Jaka bieda? U nas – bieda? Fantazjowanie, zasługujące tylko na szyderstwa! Przynajmniej do momentu, aż PiS powie coś prorynkowego, kapitalistycznego. Wtedy znowu stanie się antyglobalistką i wyznawczynią sprawiedliwości społecznej.
Naprawdę, nie jest to wypadek odosobniony. W tej samej „Krytyce Politycznej”, do przekartkowania której skłoniła mnie wypowiedź profesor Środy, znalazłem peany na cześć zajadłego insurekcjonizmu… palestyńskiego. „Nasz opór to nasze życie” – i tak w tym duchu. Dokładnie te same powstańcze miazmaty, te „duszne opary mesjanizmu”, o których z taką pogardą mówiła pani Bielik-Robson i wiele innych lewicowych autorytetów. Ale co duszne, wstrętne i irytujące w wykonaniu własnych przodków – to w modnym sosie bliskowschodnim po prostu paluszki lizać…
Nie jesteśmy gromadą paniczyków małpujących cudze mody – coś takiego, pamiętam, powiedział kiedyś Sierakowski w wywiedzie. Ano, jest właśnie dokładnie odwrotnie. Twoje środowisko, Sławku, jest tylko i wyłącznie tym. A jedynym, co wyznaje na poważnie, jest nienawiść do polskiego patriotyzmu, tradycji, do, mówiąc hasłowo, prawicy. Jeśli prawica powie cokolwiek – to taka lewica, jak widać, zawsze będzie krzyczeć, że to nieprawda, choćby przypadkiem z prawicowych ust padły właśnie stwierdzenia dla lewicowego, we właściwym sensie tego słowa, światopoglądu fundamentalne.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.