Robi tyle rzeczy, żeby je przegrać, że, powtórzę tę popularną frazę, nie sądzę, by mogło to być przypadkiem. Co więcej, najwyraźniej nie chce też wygranej wiceprzewodniczącego PO jego otoczenie, popychając go w kierunku dokładnie odwrotnym niż wskazywałaby chęć zwycięstwa.
Przecież tu nie trzeba być żadnym specjalistą od politycznego marketingu, żadnym socjologiem, specjalistą od interpretowania sondaży ani politologiem, wystarczy umiejętność liczenia do stu i odrobina zdrowego rozsądku. Trzaskowski dostał w pierwszej turze 30 proc. głosów, jego koalicjanci po 5 – wychodzi czterdzieści dla formacji rządzącej. Można przy tym założyć, że wyborcy Hołowni to w jakiejś części konserwatywny obyczajowo elektorat PSL i tacy, którzy dali się nabrać na jego imidż chrześcijanina z TVN. Można też uznać, że rekompensuje to 5 proc. antyrządowych wprawdzie, ale lewicowych głosów Zandberga, ignorując fakt, że ten ostatni przedefiniował w tych wyborach swą lewicowość, odchodząc od haseł genderowo-łokeistowskich na rzecz retoryki socjalno-patriotycznej a la PPS.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.