• Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Coś podobnego

Dodano:   /  Zmieniono: 

Rafał A. Ziemkiewicz

Co tu robić, kiedy straszenie PiS-em wyraźnie działać przestaje? Popróbować straszenia „faszyzmem”. Ale jak straszyć „faszyzmem” w kraju, w którym jakby nie dmuchać statystyk, liczba wszelkiego rodzaju ekscesów, które można nazwać rasistowskimi czy „powodowanymi nienawiścią” jest znacznie niższa w krajach zachodniej Europy, których przecież nie można uznać za faszystowskie, skoro są docelowym wzorcem kierowanej przez establishment modernizacji?

Tak, rasizmu w Polsce mniej niż we Francji czy Niemczech, neonazizmu w ogóle tyle co nic (choć podobno kilku nazi-skinów przeżyło jeszcze ostatnią zimę dzięki usilnemu dokarmianiu przez leśniczych) ale nie ma się co załamywać. Przecież cała istota sprawy w tym, by „faszystami” nazywać gromko ludzi, którzy z faszyzmem nie mieli nigdy nic wspólnego, ba, odwołują się do tradycji obozu, który w walce z nazizmem i komunizmów poniósł właśnie największe straty i położył największe zasługi.

Tak więc „Gazeta Wyborcza” urządza dzisiaj hecę pod tytułem „czy Polsce zagraża faszyzm?” Z samego zaproszenia do tej debaty i sposobu jej reklamowania wynika, że nie ma o czym debatować, bo nie tyle zagraża, co już szaleje w pełnym rozkwicie, czego dowodzić mają podłączone na stronie wyborcza.pl linki do gazetowych opowieści o takich aktach przemocy, jak zakłócenie przez narodowców wykładu pani profesor Środy i redaktora Michnika. Skład panelu, z profesorem Dudkiem w roli listka figowego, też nie pozostawia wątpliwości, że wnioski z dyskusji są już spisane i przygotowane do publikacji. Wstęp na debatę wolny, ale trzeba się zapisać i otrzymać zaproszenie. W zamian uczestnicy dowiedzą się „czy nie tak rodzi się faszyzm?” i „czy Polacy i inne narody nie przeżyły wcześniej czegoś podobnego”?

Oczywiście, że przeżyły coś łudząco podobnego do tego, co dziś „w temacie faszyzmu” uskutecznia establishment. Jest zapewne czystym przypadkiem, że tego samego dokładnie dnia jedna z telewizji zapowiedziała emisję filmu „Barwy Walki”, wedle pamiętników niejakiego Mieczysława Moczara. W tym filmie sławione są czasy, gdy dzielna Armina Ludowa walczyła z sojusznikami Hitlera, faszystami z Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych (znanymi współczesnemu widzowi z popularnego i nagradzanego niemieckiego serialu „Nasi ojcowie, nasze matki”). Rzecz jasna, że ruch polityczny, który się odwołuje do tradycji „żołnierzy wyklętych”, jest faszystowski eo ipso, przynajmniej w oczach salonu w prostej linii wywodzącego się od tych, których prawem do tworzenia w PRL nowej, do dziś panującej elity społecznej, było wyrywanie tym „faszystom” z NSZ i AK paznokci.

Starając się − bo przecież o to tylko chodzi we wspomnianej debacie − umoczyć propagandowo PiS w kibolstwie, a odradzający się Ruch Narodowy w „faszyzmie”, klasa panująca III RP wraca po prostu do korzeni. Po części z kalkulacji, po części z naturalnego odruchu. Te środowiska zawsze Polski, polskiego patriotyzmu i polskiego katolicyzmu bały się jak przysłowiowy diabeł święconej wody, zawsze starały się nas na wszelkie sposoby poniżyć, zdekonstruować, zniszczyć. Niekiedy wydawało im się, że sukces tych działań mają już zagwarantowany, bo tak jak „zaraz po wojnie” miały do pomocy „kolby sowieckich karabinów”, tak teraz pomoże im w wytresowaniu miejscowego ciemnogrodu Unia Europejska − i wtedy nie skrywały dla polskiej tradycji butnej pogardy. A niekiedy, tak jak w tej chwili właśnie, wiarę tę tracą i wtedy wpadają w panikę.

Dopóki panika owa wyraża się starczym bredzeniem o jakichś „krwiożerczych fakelzugach” i pochodniach, to pikuś. Gdy w kampanię straszenia społeczeństwa włącza się władza, to już wesoło nie jest. Minister Spraw Wewnętrznych Sienkiewicz odstawił właśnie spektakl potrząsania pięścią wobec bliżej nie sprecyzowanych rasistów, nawiązując do przypadku podpalenia drzwi polsko-hinduskiej rodzinie w Białymstoku. Policja nie jest w stanie nic oficjalnie stwierdzić co do tego, kto owego podpalenia dokonał, ale jej zwierzchnik od razu to wiedział. Czy Polacy i inne narody nie przeżywali już czegoś podobnego? Tak, podobną jak minister Sienkiewicz przenikliwością wykazywali się śledczy, którzy z punktu ustalili, kto podpalił Reichstag.

Grube oskarżenie? Rozmaite agenturalne penetracje, jakie w środowiskach nazi-skinów miały miejsce ze strony służb, od samego zarania tego ruchu (zapoczątkowanego, nawiasem, przez byłego milicjanta) są europejską rutyną. W Niemczech jest tajemnicą poliszynela to, iż partię neonazistowską założyły wprost, przez swych agentów, służby specjalne. Wystarczy obejrzeć nagrania z Marszu Niepodległości 2011, ze sławnego podpalania wozów transmisyjnych TVN, by nabrać głębokiego podejrzenia, że grupki agresywnych rozrabiaków, które tego dokonały, były wręcz pilotowane przez policję, aby nikt im przypadkiem we wzniecaniu tumultu nie przeszkodził. Sposób, w jaki służby podległe dziś panu Sienkiewiczowi wyprodukowały krakowskiego „bzdurabombera” czyni całkiem zasadnym pytanie, jakie działania operacyjne prowadzą oni w środowiskach ekstremistów, i jaki jest tak naprawdę cel tych działań? Czy nie taki, aby TVN znowu miał co pokazywać, a autorytety „Wyborczej” czym dowodzić tezy o pogrążaniu się Polski w bezmiarze faszyzmu, przed którym uratować nas mogą tylko rządy silnej tuskowej ręki?

Zbliża się kongres Ruchu Narodowego, i trudno mieć nadzieję, że istniejące na lewicy i hołubione przez nią bandyckie organizacje w rodzaju „Antify” nie będą próbowały skorzystać z tej okazji do rozpętywania przemocy, tak, jak próbowały to uczynić napaściami na uczestników obchodów dnia pamięci Żołnierzy Wyklętych (o czym „Wyborcza” i sprzymierzone z nią media nie zająknęły się, jednocześnie nadmuchując do absurdalnych rozmiarów męczeństwo profesor Środy). Jak się zachowają siły porządkowe, czy znowu będą próbowały wprowadzić pomiędzy uczestników kongresu funkcjonariuszy po cywilu z kamieniami w kieszeniach, jak to robiły na ostatnim Marszu Niepodległości?

„Czy nie tak rodzi się faszyzm”, pyta filuternie „Wyborcza”, „czy Polska i inne narody nie przeżyły wcześniej czegoś podobnego?” (zwracam uwagę na samo sformułowanie pytań w trybie „czyż nie dobija się koni?”, tak, aby odpowiedź nie ulegała najmniejszej wątpliwości). Jakoś zupełnie nie wierzę w gotowość salonu do jakiegokolwiek poważnego debatowania. Owszem, rosnąca popularność Ruchu Narodowego budzi zainteresowanie, skutkujące tym, że studenci w kolejnych ośrodkach usiłują zorganizować spotkania, na których mogliby się dowiedzieć, co to też właściwie takiego. Na takie spotkania, skoro organizacje studenckie spełniają wszystkie niezbędne wymagania, władze uczelni niechętnie się zgadzają, a potem, na kilka dni przed spotkaniem zawsze okazuje się nagle, że trzeba akurat odmalować salę, naprawić kran, że pan Zenek zgubił klucz, słowem, niestety, debatę trzeba odwołać. W nadchodzącym tygodniu miałem spotkać się ze studentami UJ – i tak jako jedyny prawicowiec w trzyosobowym panelu − ale niestety okazało się jak wyżej. W tym samym tygodniu, jak się dowiaduję, Robertowi Winnickiemu odwołano aż dwa spotkania na różnych uczelniach.

Czego tak się boi uczelniany establishment? Odpowiedź jest oczywista: tego, że studenci zobaczą „faszystę” na własne oczy, nie w TVN, nie oczami autorytetów „Wyborczej” − bo zobaczyliby kogoś zupełnie innego, niż powinni. Swą wiedzę o narodowcach mają wszak czerpać nie z własnego, zwodniczego kontaktu, ale z fachowo przygotowanych do prezentowania im rzeczywistości mediów, na czele oczywiście z gazetą, która w trzech wypadkach na cztery określenia „narodowcy” używa monitorując szczegółowo działania grup takich jak NOP czy „Blood and Honour”, z którymi Ruch Narodowy nie ma nic wspólnego, i które są zbyt wygodne dla establishmentu, aby nie kojarzyć ich istnienia z doświadczeniami zza zachodniej granicy.

„Czy Polska nie przeżyła wcześniej czegoś podobnego?” Oczywiście, i trwało to całe pół wieku, sam miałem przykrość spędzić w świecie łudząco podobnej załganej propagandy dzieciństwo, sam miałem przykrość uczyć się historii z podręczników opisujących „faszystowską dyktaturę” Piłsudskiego oraz „polskich faszystów” z AK i NSZ. Wydawało się, że tamten zakłamany, posługujący się bezustannie szczuciem i oszczerstwem system należy już nieodwołalnie do przeszłości. Niestety.

Czytaj także