"FAZ" twierdzi, że władze w Bonn wykorzystywały te środki w latach 90., aby wspierać opozycję na Bałkanach. Chodzi m.in. o Serbię, gdzie Niemcy wspierali opozycję walczącą z Miloseviciem. "To było jak w szpiegowskim filmie – emisariusze z walizkami pełnymi pieniędzy udawali się w umówione miejsca, gdzie dochodziło do przekazania. Posiadali papiery kuriera, które miały ich chronić w przypadku kontroli przy wyjeździe z Niemiec. Takie dokumenty były bezużyteczne za granicą - kurierzy podejmowali ogromne ryzyko" – opisuje "FAZ".
Prawo do kontroli wydatków z tajnego funduszu ma jedynie uprawniony wiceminister lub federalna izba obrachunkowa, odpowiednik polskiego NIK.
Pretekstem do opisania "czarnej kasy" w Niemczech jest spór, jaki wybuchł w Grecji. Szef MON tego kraju jesienią ub. roku zarzucił swojemu koledze z rządu, szefowi MSZ korupcję i nadużycie władzy. Chodzi o oskarżenia dot. wykorzystania 45 mln euro z "tajnego funduszu" do przekupienia parlamentu Macedonii i zakończenia w ten sposób sporu o nazwę kraju ze stolicą w Skopje. Dodatkowo minister obrony zarzucił szefowi MSZ przyjęcie od amerykańskiego miliardera George'a Sorosa 50 mln euro. Szef MSZ odrzucił jednak te oskarżenia.