W londyńskim domu aukcyjnym Sotheby’s sprzedano niedawno, za ogromną sumę 9,9 mln funtów, obraz Banksy’ego słynnego mistrza street artu. Malowidło, zatytułowane „Devolved Parliament”, przedstawia brytyjską Izbę Gmin. W sali obrad, jedynej takiej na świecie, w ławach zasiadają deputowani. Nie są to jednak panowie w garniturach i panie ubrane według zasad dress code’u, tylko małpy. Zwaliste, ciemne szympansy z uwagą słuchają wystąpienia mówcy.
Politycy chyba nigdzie już nie mają dobrej reputacji. Jednak żeby aż tak? Przygotowania do brexitu istotnie stanowią doskonałą ilustrację chaosu i zamętu na scenie politycznej. To istny cyrk, zresztą nie tylko po stronie Londynu. Tyle że obraz powstał w 2009 r., parę lat przed pamiętnym referendum – najlepszy dowód, jak imponującą intuicją wykazał się artysta. Styl uprawiania polityki jest faktycznie coraz gorszy. Gdy we wrześniu z inicjatywy premiera Borisa Johnsona zawieszono prace parlamentu (ta decyzja została później uchylona przez sąd), przeciwni temu deputowani urządzili zbiorowe śpiewy w sali obrad. Jak gdyby zapatrzyli się na polskich posłów i ich popis wokalne sprzed trzech lat. Na plus należ Brytyjczykom zapisać, że śpiewali pieśni szkockie i walijskie, hymny partyjne i poważne utwory, a nie idiotyczne przeróbk piosenek. No i w Izbie Gmin ciągle jest nie do pomyślenia, by deputowany – zainspirowany postępkiem posła Szczerby? – zwrócił się do spikera słowami: „Pani spikerze kochany”. Zuchwalec nie uniknąłby kary. Za mniejsze przewiny grozi przecież wykluczenie z obrad.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.