W Nowym Jorku oblegali redakcję „New York Timesa” i wspinali się po elewacji budynku, domagając się od gazety, by jej dziennikarze zamiast o „zmianach klimatycznych” pisali o „klimatycznym stanie wyjątkowym”. W Berlinie przykuli się do siedziby kanclerz Angeli Merkel, paraliżując prace niemieckiego rządu. Równie spektakularnie miało być w Paryżu, gdzie klimatyczni demonstranci zablokowali na pewien czas jeden z głównych mostów stolicy. Nie docenili jednak francuskiej policji, która zepchnęła ich z mostu za pomocą doskonale sprawdzonych metod: tarcz i gazu pieprzowego. W Londynie w zeszłym miesiącu nawet policja nie była potrzebna, aby zakończyć protest na jednej ze stacji kolejowych. Protestujący wspięli się na dach pociągu z ekotransparentem, ale już po 10 minutach rozsierdzeni podróżni sami ściągnęli ich siłą na peron, a także poturbowali ich kamerzystę, który dokumentował spektakl. – Nikt nie powinien się tak zachowywać, niezależnie od celu, jaki mu przyświeca. To przekroczenie wszelkich granic, a poza tym ci ludzie mogli przy tym zginąć – kręciła głową jedna z pasażerek, zagadnięta przez telewizję Sky News.
Czytaj też:
Greta Thunberg nie przyjęła prestiżowej nagrody. Jej wartość to ponad 50 tys. dolarów
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.