I nie chodzi tu o żadną "retorykę homofobiczną", czy wietrzenie spisków, a zwyczajne, smutne fakty, których codzienność na Półwyspie dostarcza nieustannie.
Ponad rok temu byłam świadkiem tygodniowego, medialnego linczu na historyku i dziennikarzu, który ośmielił się wypowiedzieć jedno, dawno już zapomniane zdanie w Hiszpanii: "Naturalna rodzina to związek mężczyzny i kobiety". Zdawało się, że ziemia zadrżała od tej herezji, a komisarze nowej hiszpańskiej inkwizycji rzucili się instalować tryby sądu kapturowego z zaciekłością nieznaną chyba nawet Torquemadzie. W każdym liberalno-lewicowym medium, czyli we wszystkich głównego nurtu, z obrzydzeniem odmieniano jego nazwisko przez wszystkie możliwe przypadki (najczęściej w wołaczu: „O! Homofob! I Faszysta!”).
Fernando Paz, bo o nim mowa, na swoje nieszczęście zdążył jeszcze wypowiedzieć zdanie, które było już na granicy paragrafu kodeksu karnego: „gdybym miał homoseksualnego syna, rozważałbym pomoc dla niego, przecież są terapie”. Tego, co mógłby zaoferować własnemu synowi, już mu nie darowano w ramach tak dobrze znanej nam tolerancji. Grillowanie Fernando Paza na wolnym ogniu inkwizycyjnego stosu trwało chyba miesiąc ku przestrodze wszystkich, którzy ośmieliliby się powtórzyć za nim podobne herezje.
Przynajmniej cztery regiony autonomiczne Hiszpanii mają w swym prawie zapis przeciwko LGBT-fobii, który każe ścigać z urzędu osoby lub instytucje oferujące terapię dla zgłaszających się dobrowolnie osób homoseksualnych pragnących zmienić swoje życie. Przepisy te uznają realizację tych kursów za bardzo poważne wykroczenia, a wysokość zasądzanych kar wynosi od 20 000 do 120 000 euro. Chociaż, jak na razie, tylko w czterech regionach zakaz jest wyraźny i podlega sankcjom (Madryt, Walencja, Aragonia, Andaluzja), to inne regiony autonomiczne także są uprawnione do wszczęcia postępowania w ramach swoich kompetencji sanitarnych. Wszystko to oczywiście z troski o zdrowie publiczne, bo uznano, że sesje rozmów z homoseksualistami chętnymi do zmiany swoich praktyk powodują „stany lękowe, depresje i samobójstwa”.
Hiszpania stanowi wyjątkowe laboratorium hodowli nowego społeczeństwa i to już od najmłodszych lat. Gdy w styczniu tego roku pani minister edukacji IsabelCelaá na konferencji prasowej wydała komunikat: „Nie możemy w żaden sposób myśleć, że dzieci należą do rodziców” na sali konferencyjnej podniósł się szum i niedowierzanie. Rzecz dotyczyła inicjatywy konserwatywnej partii VOX, aby pozostawić rodzicom możliwość odmowy uczestniczenia ich dziecka w edukacji seksualnej (tzw. „pin parental”). Jak doprecyzowała, jednak minister do spraw równości płci Irene Montero: „Dzieci maczystowskich ojców i matek mają takie samo prawo, jak reszta dzieci do edukacji w zakresie wolności, feminizmu i równości”. Poza tym, jak dodała dobitnie: „Dzieci homofobicznych matek i ojców muszą wiedzieć, że mogą kochać, kogo chcą, jak chcą i kiedy chcą ponieważ edukacja w duchu równości jest jednym z filarów demokracji i tego rządu”.
Dlatego też nie tylko dzieci w szkołach publicznych, ale też społecznych (tzw. concertadas) poddawane są specyficznej „obróbce” ideologicznej, która nie stroni także od praktyk i warsztatów najzupełniej perwersyjnych (techniki masturbacji, nauka wzajemnych pieszczot). Juan Carlos Corvera, prezes sieci szkół stowarzyszonych wokół fundacji rodzin chrześcijańskich „Educatio Servanda”, wyjaśnia:
„Ustawodawstwo przyznało swobodny dostęp kolektywu LGBT do szkół, aby mogli oni prowadzić rozmowy promujące praktyki homoseksualne. Mogą też opracowywać programy nauczania w zakresie przedmiotu „gender”. Zachęcają nieletnich uczniów do denuncjowania rodziców jeśli ci popełniają przestępstwa homofobiczne a nawet oferują nieodwracalne leczenie hormonalne i to bez wiedzy rodziców lub przy ich zdecydowanym sprzeciwie. Oczywiście rodzice, opiekunowie lub ośrodki, które sprzeciwiają się takiej działalności kolektywu LGBT lub krytykują ideologię gender publicznie lub prywatnie mogą podlegać sankcjom i grzywnie w wysokości od 200 do 45 000 euro tak jak to było w przypadku kary nałożonej na Carlosa Martíneza, dyrektora szkoły Jana Pawła II za krytykowanie ideologii gender w okólniku skierowanym do rodziców”.
Fernando Paz był jedną z wielu ofiar bezlitosnych ataków ze strony ideologów i mediów subwencjonowanych przez ośrodki władzy socjalistyczno-komunistycznego rządu Sancheza. Poprosiłam go dziś o komentarz w tej sprawie: „Oni zawsze postępują tak samo, czyli ukazują się jako ofiary. Nasza epoka już nie chce bohaterów, ale promuje ofiary. Wystarczy spojrzeć, co robią w Zachodniej Europie: „ofiary” przekształciły się w prawdziwych tyranów. Polacy: NIE POZWÓLCIE, aby u Was stało się to samo. Jeszcze macie czas…”.