W rozmowie ze stacją BBC News, mer Mariupola Vadym Boichenko po raz kolejny alarmuje, że w mieście wciąż uwięzionych jest ponad 100 tys. osób, które żyją w bardzo złych warunkach.
– Nie mają czystej wody. Nie ma jedzenia, prądu i leków. Szpitale zostały zniszczone, lekarze zabici. Ludzie tutaj nie żyją, tylko próbują przetrwać, walcząc o żywność – relacjonuje Boichenko.
Mer miasta informuje także, że w wielu miejscach, w gruzach zbombardować budynków, wciąż leżą ciała zabitych. – Rosjanie nie usunęli ciał osób, które zabili w bombardowaniach (...) Według lekarzy, tegoroczne lato w Mariupolu będzie straszne. I może pochłonąć tysiące istnień ludzkich – tłumaczy mer miast.
Mieszkańcom Mariupola grozi epidemia cholery
Tymczasem kilka dni temu Serhij Orłow, zastępca mera Mariupola, alarmował w rozmowie z BBC News, że miastu może grozi epidemia cholery.
– To absolutnie możliwe, ze względu na warunki (w jakich żyją mieszkańcy - red.) – nie działający system oczyszczania wody, zwłoki, które znajdują się w ruinach i przy braku pomocy medycznej – relacjonuje zastępca mera Mariupola. – Rosja wciąż wszystko blokuje, wszelkie wysiłki administracji ukraińskiej, by dotrzeć tam z pomocą humanitarną (...) Żadna organizacja humanitarna tam nie dociera, ani Czerwony Krzyż, ani WHO, ani ONZ – dodał polityk w rozmowie z BBC News.
Jak tłumaczy dalej Orłow, mieszkańcy Mariupola otrzymają niewielką pomoc humanitarną od rosyjskich okupantów, ale obejmuje ona około dziesiąta część potrzebnej wody i żywności.
Czytaj też:
Przełom w sprawie wejścia Ukrainy do UE? Jourova apelujeCzytaj też:
Walki w Siewierodoniecku. Putin podał ostateczną datę