USA: Republikanie martwią się o frekwencję, alarmy bombowe w komisjach

USA: Republikanie martwią się o frekwencję, alarmy bombowe w komisjach

Dodano: 
Biały Dom, zdjęcie ilustracyjne
Biały Dom, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pexels
W Stanach Zjednoczonych trwa głosowanie w wyborach prezydenckich. W kilku obwodach zdecydowano o przedłużeniu czasu przeznaczonego na oddanie głosów.

5 listopada to dzień wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. O najwyższy urząd w państwie walczą kandydatka Partii Demokratycznej, obecna wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Kamala Harris, która ma po swojej stronie większość celebrytów i mediów oraz kandydat Republikanów Donald Trump, który otrzymał silne wsparcie właściciela Tesli, SpaceX i X Elona Muska.

Alarmy bombowe

Lokal wyborczy obejmujący dwa obwody głosowania w hrabstwie Gwinnett w stanie Georgia został dziś ewakuowany na około godzinę z powodu, jak twierdzi policja, zagrożenia bombowego.

"Po rozmowie z pracownikami i personelem wyborczym nie stwierdzono żadnych podejrzanych działań i lokal został ponownie otwarty” – poinformowali funkcjonariusze policji w oświadczeniu dla CNN.

Również wyborcy w dwóch obwodach w hrabstwie Burke w zachodniej części Karoliny Północnej i w jednym w hrabstwie Wilson, na wschód od Raleigh, mieli problemy z oddaniem głosu. Jak powiedział rzecznik stanowej komisji wyborczej Patrick Gannon, w jednym z lokali wyborczych w hrabstwie Wilson wystąpiły "problemy z drukarką, przez które wyborcy nie mogli głosować przez godzinę lub dłużej”.

Z kolei w hrabstwie Burke popsuł się laptop. Stanowa komisja wyborcza zdecydowała o przedłużeniu głosowania o pół godziny w każdym z okręgów, w którym doszło do incydentów.

Obawy Republikanów

Politycy Partii Republikańskiej obawiają się o frekwencję.

"Potrzebujemy więcej ludzi, którzy zagłosują. Nie możemy pozwolić, aby frekwencja była płaska" – napisał Charlie Kirk, lider protrumpowskiego Turning Point USA. Polityk zaapelował do wyborców o wysyłanie SMS-ów do znajomych z prośbą o wzięciu udziału w głosowaniu.

Incydent w Michigan

We wtorek rano w stanie Michigan aresztowano 25-letniego mężczyznę pod zarzutem gróźb dokonania brutalnego ataku, jeśli były prezydent Donald Trump wygra wybory.

Śledczy przekazali, że Isaac Sissel wysłał pogróżki do FBI National Threat Operations Center w Zachodniej Wirginii. Wiadomość brzmiała: "Przeprowadzę atak na konserwatywne chrześcijańskie brudy, jeśli Trump wygra wybory”.

"Mam skradziony karabin AR-15 i cel, którego nie chcę nazwać, więc mogę dalej realizować swoje plany. Bez konkretnej ofiary lub znalezienia miejsca, w którym ukryłem broń, FBI nie może nic zrobić, dopóki nie zakończę ataku” – napisał niedoszły zamachowiec.

Czytaj też:
"Nie róbmy sobie złudzeń". Warzecha mocno o nadziejach związanych z Trumpem
Czytaj też:
Paweł Lisicki o wyborach w USA: Polski system jest bardziej przejrzysty

Opracował: Marcin Bugaj
Źródło: CNN
Czytaj także