Sąd Konstytucyjny Rumunii unieważnił pierwszą turę wyborów prezydenckich. Wygrał w niej prawicowy kandydat Călin Gerogescu. Choć ta sama instytucja uznała wcześniej głosowanie za ważne, ostatecznie podjęła decyzję, opierając się na nowych wnioskach o unieważnienie wyborów.
Telewizja Digi24 podała, że odwołano się do akt odtajnionych przez Naczelną Radę Obrony Kraju, z których miało wynikać, że kampania Georgescu opierała się na "zorganizowanej manipulacji" spoza Rumunii. Zwycięzca pierwszej tury jest określany przez część zachodnich mediów jako polityk "prorosyjski".
Călia Gerogescu wbrew sondażom, które dawały mu od 4 do 10 proc. poparcia, wygrał pierwszą turę wyborów prezydenckich w Rumunii z wynikiem 23 proc. W drugiej turze miał się zmierzyć z Elenie Lasconi, przewodniczącą centroprawicowego Związku Ocalenia Rumunii (USR).
Nowe ustalenia: Konkurencyjna partia zapłaciła za kampanię
Jak podaje serwis Snoop.ro, rumuńska administracja skarbowa ANAF odkryła, że kampania w mediach społecznościowych, która wywołała lawinę kontrowersji, została opłacona z pieniędzy Partii Narodowo-Liberalnej. Kandydat tego ugrupowania przegrał w pierwszej turze.
Proceder opisał również rumuński dziennik "Gândul", który jeszcze przed wyborami zwracał uwagę na tworzenie tiktokowej bazy dla jednego z kandydatów. PNL wynajęła firmę Kensington Communication, która z kolei pozyskała 130 influencerów z platformy FameUp, umżliwiającej tiktokerom płacenie za promowanie określonych komunikatów.
Początkowo kampania opłacona przez Partię Narodowo-Liberalną miała hashtag "equilibriumseriousness", ale zmieniono go na "equilibriumverticality", czyli hasło używane w kampanii Călina Gerogescu. Właściciele firmy, Răzvan Săndulescu i Cătălin Dumitru, przyznają, że kampania została opłacona przez PNL, ale zapewniają, iż była to jedynie "seria briefów, przeznaczonych na potrzeby kampanii uświadamiających opinię publiczną". Kensington Communication twierdzi, że nazwa kampanii została zmieniona bez zgody jej, jak i partii zamawiającej usługę. Jak zapewnia, firma nie robiła i nie była proszona o "przeprowadzenie żadnej kampanii na rzecz Călina Georgescu".
Wynajęta firma odcina się od influencerów. Sklonowano kampanię?
Po publikacji tekstu na temat nieprawidłowości, Kensington Communication sprecyzowała jednak swój komunikat. Jak zapewnia, "wszystkie informacje przekazane FameUp dotyczyły kampanii mającej na celu zwalczanie ekstremizmu i zachęcanie do wartości euroatlantyckich".
Firma zapewnia, że nie miała żadnych powiązań z influencerami działającymi na platformie promocyjnej, a proponowany hashtag brzmiał "ebilibruseriozitate", a nie "ebilibrusiverticalitate".
"Jeśli kampania została sklonowana lub przejęta na korzyść tego czy innego kandydata, zwracamy się do właściwych organów o sprawdzenie i podjęcie niezbędnych środków prawnych" – zapewnia Kensington Communication.
Czytaj też:
Europoseł Lewicy chce ograniczyć wolność słowa. Pyta o "scenariusz rumuński"Czytaj też:
Warzecha: Wokół wariantu rumuńskiego panuje cisza, a jest bardzo groźny