Obie historie łączy także kontrowersja dotycząca realnej niezależności sądownictwa. W Rumunii Sąd Konstytucyjny wstrzymał wybory prezydenckie, choć rozpoczęło się już głosowanie w II turze, oraz anulował wyniki I tury, wygranej przez jednego z kandydatów prawicy Călina Georgescu. Prezes rzeczonego Sądu to Marian Enache, czyli po prostu polityk – w latach 80. członek partii komunistycznej, później poseł trzech kadencji, m.in. z ramienia rządzącej do dziś postkomunistycznej socjaldemokracji. Był posłem nawet w momencie, gdy na sędziego wybrali go koledzy z drugiej izby parlamentu. Jak wiadomo, Georgescu został wykluczony z powtórzonych wyborów, a jeszcze wcześniej Sąd zdecydował się wykluczyć z nich Dianę Sosoakę, która ostro krytykując restrykcje sanitarne i środowiska żydowskie, wyrażała poglądy zbliżone do Grzegorza Brauna.
Podobnie wygląda życiorys francuskiego odpowiednika Enachego, Richarda Ferranda. Obecny prezes Rady Konstytucyjnej – w mediach głównego nurtu nad Sekwaną nazywanej "mędrcami" – był ponad 30 lat działaczem Partii Socjalistycznej, a potem jako jeden z pierwszych przeszedł do nowo powołanego ruchu Emmanuela Macrona. Był dwie kadencje posłem, a nawet przewodniczącym Zgromadzenia Narodowego, czyli – mówiąc po naszemu – marszałkiem Sejmu. W 2022 r. przegrał jednak wybory i stracił mandat. Teraz Macron znalazł mu zastępczą fuchę, powołując kolegę na dziewięć lat na stanowisko prezesa Rady Konstytucyjnej. Ferrand jeszcze cztery miesiące temu był członkiem władz macronistowskiej partii Odrodzenie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.