Kiedyś wystarczyło dać kibicom mecz i ustawić drewniane ławki do siedzenia. Dzisiaj trzeba przygotować atrakcje, które zapewnią rozrywkę przed wydarzeniem, w jego trakcie i po nim. Czasami nie do końca wiadomo, czy przychodzimy na mecz czy do cyrku.
W dawnych czasach, o których dziś już mało kto pamięta, sport był przede wszystkim rozrywką, bo innych brakowało. Kina nie były tak powszechne, o telewizji mało kto słyszał, a słuchanie transmisji w radiu nie gwarantowało jednak tych samych doznań. Nic dziwnego, że każde wydarzenie sportowe gromadziło na trybunach setki, jeśli nie tysiące fanów, a liczyło się przede wszystkim to, kto wygra lub strzeli gola.
Po prostu szło się na mecz i przeżywało wspólnie emocje, nawet w słabych warunkach, na niewygodnych ławkach, w deszczu i śniegu. Sport często nie miał rywala w niedzielne lub sobotnie popołudnie, a potem można było przeżywać te emocje raz jeszcze, rozmawiając następnego dnia z przyjaciółmi w pracy.
Potem część uwagi zabrała telewizja, ale dalej kibice ciągnęli tłumnie na stadiony. Dziś to już niemożliwe. Wszystkiego jest za dużo, rozrywką można się przesycić i nawet najlepsze widowiska muszą walczyć o przyciągnięcie rozproszonej uwagi odbiorców, bo wszystko jest na wyciągnięcie ręki, już nawet nie w telewizji, ale w telefonie, który dla ludzi z Pokolenia Z może być nie tylko centrum wszechświata, lecz także całym wszechświatem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.