Jednocześnie jasno dał do zrozumienia amerykańskim podatnikom i wyborcom znużonym interwencjonizmem zbrojnym, że tak naprawdę USA jedynie odpłatnie umożliwiają swym sojusznikom dalsze wspieranie Ukrainy. Zarabiają przy tym i jednocześnie zrzucają odpowiedzialność za potencjalną klęskę na kraje europejskie
Wprawdzie wyznaczony horyzont czasowy dla osiągnięcia celu wydatków na obronność w wysokości 5 proc. PKB krajów członkowskich NATO to dopiero rok 2035, jednak już teraz prezydent USA znalazł sposób, aby przetestować hojność i zaangażowanie państw sojuszu w chwili, kiedy Stany Zjednoczone ewidentnie stopniowo odsprzedają swe udziały w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Jednocześnie – zachowując swego rodzaju pakiet kontrolny, choć w tym wypadku być może bardziej właściwe byłoby mówienie o próbie kontroli własnej klęski i uniknięciu katastrofalnego scenariusza załamania ukraińskich linii obrony.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
