Więcej prądu z węgla albo blackout

Więcej prądu z węgla albo blackout

Dodano: 
W poniedziałek 28 kwietnia awaria prądu dotknęła całą Hiszpanię
W poniedziałek 28 kwietnia awaria prądu dotknęła całą Hiszpanię Źródło: PAP/EPA / EFE, BRAIS LORENZO
Mirosław Panek Polskie Sieci Energetyczne i Ministerstwo Energii ogłosiły na początku września br. projekt "pakietu antyblackoutowego". Zawiera on pożyteczne propozycje, nie spełnia jednak zawartej w swojej nazwie obietnicy, gdyż w ogóle nie zajmuje się zapewnieniem wystarczającej mocy stabilnych źródeł, najprostszej ochrony przed blackoutem w czasach OZE

Dekarbonizacja, czyli rezygnacja ze spalania węgla i węglowodorów, ma na celu walkę z ociepleniem klimatu. Winien tego ocieplenia ma być dwutlenek węgla emitowany do atmosfery wskutek gospodarczej aktywności człowieka. Unia Europejska uchwaliła i wprowadza w życie Zielony Ład, którego celem jest zupełne wyeliminowanie emisji CO₂ do roku 2050. Wszystko ma być elektryczne, a energia elektryczna ma pochodzić z odnawialnych źródeł energii (OZE), czyli fotowoltaiki, wiatraków i elektrowni wodnych. Przejściowo wolno będzie korzystać z gazu ziemnego, w nadziei na zastąpienie go wodorem; akceptowana jest też energetyka jądrowa. W ciągu 25 lat wszystkie elektrownie i ciepłownie węglowe mają być wyłączone, a samochody spalinowe – zastąpione elektrycznymi.

Czy ten śmiały plan uratuje nam klimat? Odpowiedź jest prosta i oczywista: nie uratuje i nie będzie miał na klimat żadnego wpływu. Ten wniosek powinien być zrozumiały nawet dla najbardziej zagorzałych zwolenników teorii o negatywnym wpływie CO₂, bo wynika nie z klimatologii, a z arytmetyki.

Na kraje UE przypada 6,5 proc. światowej emisji CO₂. Jeśli doliczyć państwa spoza UE, tak jak ona gotowe się dekarbonizować (np. Kanada, Australia, Wielka Brytania), to przypadnie na nie ok. 10 proc. całkowitej emisji. Ale Chiny i Indie intensywnie budują nowe elektrownie węglowe, a kraje rozwijające się i biedne też nie mają powodu, by rezygnować ze wzrostu gospodarczego napędzanego tradycyjnymi nośnikami energii. Ubytek 10 proc. emisji z UE i jej naśladowców zostanie z nawiązką skompensowany przez przyrost emisji CO₂ z innych krajów, jeśli przez te 25 lat emisje z nich będą rosły choćby o pół procenta rocznie (a rosną znacznie szybciej).

Po co więc kosztowny wysiłek dekarbonizacji, jeśli z góry wiadomo, że będzie nieskuteczny dla sprawy klimatu? To dobre pytanie, ale tu zajmijmy się wpływem Zielonego Ładu na polską energetykę, bo to w tym sektorze najwyraźniej widoczne są jego ekonomiczne konsekwencje.

Artykuł został opublikowany w 40/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także