Gdzie się podziali Francuzi?

Gdzie się podziali Francuzi?

Dodano: 
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP/EPA / SEBASTIEN NOGIER
Ferenc Almássy II Za kilka lat ponad połowa nowo narodzonych we Francji dzieci będzie pochodzić z krajów pozaeuropejskich. Rząd francuski zamiast zatrzymać imigrację i dbać o wzrost liczby urodzeń wśród Europejczyków, woli ograniczać statystyki poświęcone strukturze społeczeństwa.

O tym, ile osób pochodzących spoza Europy zamieszkuje obecnie we Francji, Francuzi nie posiadają oficjalnych informacji. Według pojęcia narodu wywiedzionego z epoki oświecenia XVIII wieku, bycie Francuzem nie jest kwestią pochodzenia czy religii, lecz kwestią przynależności do kultury oraz poparcia dla wartości republikańskich. Idąc tym tropem, III Republika Francuska, istniejąca między rokiem 1870 a 1940, praktycznie doprowadziła do homogenizacji takich autochtonicznych narodów jak Bretończycy czy Alzatczycy i kolonizacji czarnych mieszkańców francuskich posiadłości zamorskich. Konstytucja, funkcjonująca do niedawna, formułowała następującą definicję: we Francji „każdy jest równy niezależnie od narodowości, religii i rasy”. Natomiast w bieżącym roku, politycznie poprawni decydenci uznali, że ludzkość jest jedna i niepodzielna i z tego powodu usunięto z konstytucji słowo „rasa”.

W praktyce nie miało to znaczenia, gdyż we Francji już wcześniej nie odnotowywano urzędowo struktury etnicznej społeczeństwa. Ze względu na to, iż migranci są rejestrowani tylko i wyłącznie na podstawie obywatelstwa, liczba imigrantów według danych z Krajowego Instytutu Statystyki i Studiów Ekonomicznych, w poprzednim wieku nie zmieniła się. Oczywiście, jeśli jako turyści podróżujemy paryskim metrem, spostrzegamy nieco inną rzeczywistość.

Oszukiwanie poprawności politycznej okazało się możliwe dzięki chorobie genetycznej, którą można wykryć przy narodzinach dziecka. Anemia sierpowata to choroba dziedziczna, która pojawia się prawie wyłącznie u ludności z Afryki Subsaharyjskiej, latynoamerykańskiej, południowoazjatyckiej i arabskiej. Te badania nie zostały wykonane na nowo narodzonych dzieciach z Europy i Azji Północnej. Według oficjalnych danych liczba badań na anemię sierpowatą w 2010 roku wynosiła 31.5%, a w 2016 roku 39,39%, co świadczy o wzroście liczby takich badań u noworodków. Liczby te odnoszą się tylko do samego metropolitalnego terytorium Francji, nie uwzględniają danych z terytoriów zamorskich.

Ponieważ statystyka została odszukana przez antymigracyjnych polityków i badaczy, fakty wkrótce stały się nieprzyjemne dla zwolenników wspierania imigrantów, którzy uprzednio konsekwentnie klasyfikowali masową imigrację jako fantazję skrajnej prawicy. Władze francuskie w czerwcu 2018 roku zapowiedziały likwidację stowarzyszenia AFDPHE, mającego wśród swoich celów zapobieganie i diagnozowanie rzadkich chorób dziecięcych, jednocześnie decydując, że w przyszłości badania dotyczące wspomnianej anemii sierpowatej będą obowiązkowe u każdego nowo narodzonego życia. Taka taktyka oznacza, że francuski rząd woli zwiększyć wydatki na medycynę i wyrzucić miliony euro w błoto, by utajnić informacje na temat struktury etnicznej francuskiego społeczeństwa. Ale jak mówi francuskie przysłowie – zbiciem termometru nie można zmniejszyć gorączki.

W jaki sposób Francja doszła do takiego stanu? W kraju tym, podobnie jak w pozostałych państwach zachodnioeuropejskich, po II wojnie światowej przez trzy dekady miał miejsce nadzwyczajny rozwój gospodarczy. Rewolucja środków produkcji przemysłowej czy upowszechnianie samochodów i telewizorów spowodowały destrukcję społeczeństwa. Minister edukacji – Alain Peyrefitte w 1967 roku nauczanie języka starogreckiego i łaciny uznał za „flirt z bezużytecznością” oznajmiając, że „nasza cywilizacja jest przede wszystkim zorientowana na naukę i technologię”. Georges Pompidou, prezydent republiki w latach 1969–1974, powiedział wprost: „szczęśliwe narody nie mają swojej historii”. W taki sposób Francja utraciła swoją tożsamość narodową, pamięć wspólnoty zaczęła zanikać, a nową normą stał się egoistyczny kult samego siebie. W związku z porzuceniem tożsamości, przyjeżdżający z daleka migranci, nie mieli się do czego dostosowywać.

Pierwsza fala migracji spoza Europy dotarła do Francji w latach sześćdziesiątych. Głównymi sponsorami migracji stali się przemysłowcy oraz pracodawcy, którzy za pomocą taniej siły roboczej sprowadzanej z zagranicy obeszli świadomych francuskich pracowników, zorganizowanych w związki zawodowe. W 1974 roku prezydent Valéry Giscard d’Estaing z powodu kryzysu naftowego oraz bezrobocia zatrzymał falę imigracji. Jednak centroprawicowy szef państwa zezwolił na łączenie rodzin, czego skutkiem był dramatyczny wzrost liczby imigrantów, a pracownik migrujący stał się osiadłym imigrantem.

Valéry Giscard d’Estaing żałował swojej decyzji. W październiku bieżącego roku przy okazji poświęconej mu książki biograficznej, polityk przyznał, że pomysł łączenia rodzin uważa za powód „swojego wielkiego smutku”. Chociaż decyzję prezydenta, zmienił premier Raymond Barre, który zawiesił dekret, to trzy lata później francuscy sędziowie ponownie otworzyli furtkę dla łączenia rodzin, uznając to za podstawowe prawo (principe général du droit), uniemożliwiając przyszłym politykom naruszenia tej kwestii.

W następnych dekadach wzrosła aktywność organizacji pozarządowych, które wywołały wojnę propagandową wymierzoną w intelektualistów i polityków chcących ograniczyć imigrację. Poprzez irracjonalne postulaty i hasła, podobne do sloganów reklamowych, organizacje te działają na rzecz tych samych celów: szybkiej, fundamentalnej i nieodwracalnej zmiany struktury zaludnienia Francji. W czasie trwania tych zmian, we Francji wytworzono terror intelektualny, który utożsamia sprzeciw wobec masowej migracji z mizantropią i straszy koszmarem z lat 40. XX wieku.

Chociaż w czasie kampanii wyborczej prawicowego polityka Jacques’a Chiraca obiecywano zaostrzenie polityki na tej płaszczyźnie, gdy w 1986 roku polityk zdobył władzę, natychmiast wycofał się ze swoich obietnic. Kontynuowano więc politykę łączenie rodzin, w mocy pozostała zasada ius solis, która umożliwia każdemu dziecku urodzonemu we Francji przyjęcie francuskiego obywatelstwa bez względu na obywatelstwo rodziców. Od tego momentu nikt już nie potrafił powstrzymać imigracji.

Prawicowi politycy tylko będąc w opozycji ośmielają się wskazywać na niebezpieczeństwa płynące z tego zjawiska. Były prezydent republiki – Giscard d’Estaing, w 1991 roku stwierdził: „Obecny problem, z którym musimy się zmierzyć to temat imigracji, która zamienia się w inwazję”. Jacques Chirac wypowiedź byłego prezydenta republiki nazwał „głosem rozsądku”.

Jednak prawicowe partie rządząc nie są już tak odważne. Nicolas Sarkozy, będąc w opozycji, stanowczo wypowiadał się przeciw imigracji, a w czasie jego kadencji prezydenckiej przyjęto 1,1 milionów migrantów. Podniósł się także odsetek pozytywnie ocenionych wniosków o status uchodźcy. Tę politykę imigracyjną kontynuował również prezydent François Hollande. Natomiast Emmanuel Macron zgodnie z liberalną praktyką, imigrację chce powiązać z wykształceniem. Wygląda jednak na to, że rząd francuski już nie jest w stanie kontrolować kogo wpuszcza, a kogo nie. Granice są szeroko otwarte, a środowiska popierające imigrację mają ogromne wpływy. Organizacje pozarządowe, media i stojąca za nimi francuska oligarchia wciąż popierają imigrację.

Macron, budujący centrową siłę polityczną, nie może w pełni przeciwstawić się woli lewicowych wyborców, dlatego nie może być surowy w kwestii imigracji. Prawdopodobnie nie ma też już nawet odpowiednich narzędzi do zaostrzenia polityki w tej kwestii.

Autor jest dziennikarzem francusko-węgierskim, redaktorem naczelnym serwisu visegradpost.com

Tekst "Gdzie się podziali Francuzi" (tytuł org. Hová tűnnek a franciák?) po raz pierwszy ukazał się w serwisie demokrata.hu

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także