Gdyby pozycję Google i Facebooka przełożyć na warunki konkretnego kraju, zajęłyby się nimi urzędy antymonopolowe.
Kiedy zatwardziali lewicowcy stają się nagle nieprzejednanymi zwolennikami wolnego rynku w jego najostrzejszej postaci? Gdy wielkie cyfrowe koncerny zaczynają cenzurować konserwatywne treści. Wtedy nagle stwierdzają, że prywatna firma ma prawo robić wszystko. Problem w tym, że Google, należący do niego YouTube czy Facebook to rodzaj przedsiębiorstw, których istnienia nie przewidywali i nie uwzględniali klasycy liberalizmu. W praktyce to monopoliści globalnego rynku informacji i idei.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.