Najpierw był wstrząsający film dokumentalny Macieja Pieprzycy „Jestem mordercą” (1998), w którym twórcy udało się nie tylko pokazać unikatowe materiały archiwalne, lecz także dotrzeć do bohaterów wydarzeń sprzed lat: żony i dzieci Zdzisława Marchwickiego, sędziów i prokuratorów, milicjantów prowadzących śledztwo. Narracja filmu oparta została na listach trzeciego z braci Marchwickich, Henryka, od lat zapewniającego o swej niewinności, zmarłego w niezbyt jasnych okolicznościach w czasie realizacji filmu po odbyciu kary 20 lat więzienia.
Przypomnijmy, że w procesie Wampira z Zagłębia zapadły i zostały wykonane dwa wyroki śmierci – na Zdzisławie, a także Janie Marchwickich, inni zaś członkowie rodziny otrzymali wyroki więzienia: Henryk – 25 lat, a ich siostra i jej syn – wyroki paroletnie. Sprawa rzeczywiście wyglądała inaczej, niż przedstawia się w fabule, która obecnie weszła na ekrany: rodzina Marchwickich miała więcej cech patologicznych i z całą pewnością ocierała się o czyny kryminalne. Mimo to większość świadków powołanych przez Pieprzycę w filmie dokumentalnym nie ma wątpliwości, że proces i wyrok opierały się na bardzo wątłych przesłankach. (...)
Film dynamicznie realizowany ma kapitalny podkład muzyczny: nerwowe dźwięki z perkusją, która wprowadza nas w drżączkę towarzyszącą poszukiwaniom zabójcy, wyścigowi z czasem, gdzie śledczy muszą się spieszyć, by ubiec kolejną zbrodnię, a i wykazać przed centralą, oraz ostre gitarowe granie z epoki obecne przy staczaniu się bohatera. Niespokojne sekwencje przerywane są wybuchami śmiechu, gdy komizm na chwilę pozwala odreagować napięcie. Opowieść operuje więc szerokim spektrum emocji: groza, mrok, kiedy indziej obyczajowy czy sytuacyjny detal, humor, to wszystko rozgrywane w oparach papierosowego dymu, ze świetnymi realistycznymi, ale i komicznymi scenami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.