Niemy protest, rozrzucane na widowni ulotki i odczytane w dwóch językach oświadczenie o tym, że Teatr Polski we Wrocławiu jest w dramatycznej sytuacji, że urzędnicy wespół z nowo powołanym dyrektorem niszczą na oczach widzów zespół aktorów, a wyczekiwanej premier „Procesu” Kafki w reż. Krystiana Lupy nie będzie. Tak ostatnio kończą się spektakle w Teatrze Polskim.
Rafał Węgrzyniak, krytyk teatralny, przyznaje, że protesty aktorów Teatru Polskiego śledzi z narastającą konsternacją. – To zachowania bez precedensu w historii teatru. Aktorzy wychodzą do ukłonów z zaklejonymi taśmą ustami, choć nikt ich przecież nie cenzuruje. Grają przedstawienia w niezmienionym kształcie, najwyżej dodając kwestie nawiązujące do ich obecnej sytuacji – uważa.
ZŁOTE JAJA I WIELKIE DŁUGI
Burza wokół Teatru Polskiego we Wrocławiu nie ustaje niemal od roku. Wówczas głośno zrobiło się o spektaklu „Śmierć i dziewczyna”, do którego zaangażowano czeskich aktorów porno i zapowiadano sceny seksu. Na te informacje emocjonalnie zareagował minister kultury Piotr Gliński i żądał wstrzymania przygotowań do premiery, choć nie ma do tego prawnych narzędzi. Premiera się odbyła, ale radni po raz kolejny dopominali się o odwołanie ówczesnego dyrektora, a dziś posła Nowoczesnej – Krzysztofa Mieszkowskiego. Dyrektorski kontrakt skończył mu się w czerwcu i samorządowcy wywodzący się z koalicji PO i PSL rozpisali konkurs na szefa placówki. Mieszkowski nie wystartował. – Czymś naturalnym byłoby przedłużenie umowy. Mamy miano najlepszego teatru w Polsce, to chyba najlepsza rekomendacja. Nie zwalnia się kury, która znosi złote jaja – mówił wówczas. Startować i tak nie mógł, bo jednym z wymogów wobec kandydatów było wyższe wykształcenie, którego Mieszkowski nie ma. A samorząd zwracał uwagę, że zamiast złotych jaj teatr ma wielkie długi – we wrześniu opiewały na 1,2 mln zł.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.