PiS w Polsce i Fidesz na Węgrzech są traktowane jako część prawicowej fali, która przetacza się przez Europę. Słusznie?
Taka stygmatyzacja i wrzucenie do jednego worka partii umiarkowanych z eurosceptycznymi to element pewnej szerszej taktyki stosowanej wobec nas głównie przez nieprzychylne media – i w Polsce, i za granicą. Prawda jest taka, że obejmując władzę, naruszyliśmy pewien dyskurs w Europie. Całe lata wmawiano nam, że wchodząc do Unii, weszliśmy do pewnej wspólnoty, w której nie ma już interesów narodowych. Nam przydzielono rolę państwa akceptującego ten model Unii. I nagle my zaczynamy mówić, że niekoniecznie jest to model rozwoju, który w jednakowy sposób służy interesom wszystkich państw członkowskich. Poprzedni rząd tego nie mówił, realizował własną politykę zagraniczną w myśl zasady, że lepiej się nie wychylać. Tak było wygodniej. Od początku mamy wkalkulowane to, że realizując własną, podmiotową politykę, nie będziemy mieli pozytywnych artykułów we „Frankfurter Allgemeine Zeitung” czy „Le Monde”, bo nie akceptujemy bezkrytycznie polityki francusko-niemieckiej. Dla nas – w odróżnieniu od poprzedniego rządu – takie artykuły nie są wartością samą w sobie. (...)
Co musi zrobić Donald Tusk, aby być pewnym poparcia polskiego rządu na kolejną kadencję szefa Rady Europejskiej?
Wysyłając polityka na ważne stanowiska w instytucjach europejskich, każdy kraj liczy na realizację pewnych interesów własnych, na promowanie pewnych kwestii istotnych dla danego państwa. Za kadencji Tuska nic takiego nie miało miejsca. Ani Tusk nie zalał Brukseli urzędnikami i ekspertami z Polski, którzy mogliby lobbować za naszym krajem, ani my nie zostaliśmy zalani informacjami, które moglibyśmy wykorzystać w działalności dyplomatycznej. Już 14. miesiąc sprawuję swój urząd i nie dostałem ani jednej informacji
istotnej dla sprawowania mojej funkcji. Nie jest tak, że obejmując takie stanowisko, człowiek staje się nagle kosmopolitą. Wszyscy politycy, którzy obejmują stanowiska unijne, w dużym stopniu realizują cele narodowe.
Wyobraża pan sobie sytuację, że Donald Tusk zostaje na stanowisku bez poparcia polskiego rządu?
Nie wyobrażam sobie sytuacji, że bez poparcia własnego rządu może kandydować. Czyim jest wówczas kandydatem? Uważam, że to Donald Tusk powinien chcieć się porozumieć z polskim rządem, pokazać bilans swojego urzędowania i plan, co chciałby osiągnąć w kolejnej kadencji. Jeśli przyjdzie i pokaże nam, co osiągnął – bo może nie o wszystkim wiemy – i co chce osiągnąć, dalej pełniąc swoją funkcję, to zastanowimy się, co dalej. W tym sensie ma czas do maja, bo wtedy będą zapadać decyzje. Tusk musi spróbować uzyskać poparcie polskiego rządu, bo dopiero wówczas będzie wiarygodnym kandydatem.
Cały wywiad dostępny jest w 50/2016 wydaniu tygodnika „Do Rzeczy”
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.