Dokładnie 13 maja br., nazajutrz po oświadczeniu Moskwy o wprowadzeniu embarga na dostawy węgierskiego mięsa i wędlin, w dzień ogłoszenia 5,5-letniego wyroku więzienia dla wieloletniego bliskiego współpracownika Jánosa Kádára – o rok starszego od gen. Jaruzelskiego 92-letniego byłego ministra spraw wewnętrznych Béli Biszku, polskie media oraz świat polityki z premierem Tuskiem na czele ogarnęła gorączka negatywnych komentarzy na temat Viktora Orbána. Co ciekawe, ich powodem stała się treść wygłoszonego już trzy dni wcześniej przez nowo-starego premiera Węgier exposé, któremu – w zależności od politycznych zapatrywań i temperamentu osób formułujących opinie – zarzucono prowadzenie nie tylko nieodpowiedzialnej, prorosyjskiej czy nacjonalistycznej polityki, ale wręcz chęć zmiany granic i rozbioru Ukrainy. (...)
Pierwsze, dosłownie, zdanie z wystąpienia premiera Orbána w parlamencie brzmiało, nomen omen: „Jak mówi stara mądrość, najważniejsze, co powinien zrobić człowiek, który rozpoczyna rządy? Odpowiedź: przywrócić słowom ich prawdziwe znaczenie”. Drugie istotne zdanie brzmiało: „Węgrzy mają prawo do uzyskania (podwójnego) obywatelstwa, do praw kolektywnych, do autonomii”. Trzecie: „200 tysięcy Węgrów zamieszkujący Ukrainę ma prawo do obywatelstwa, do praw kolektywnych, do samorządów". (...)