Mariusz Staniszewski: Przedstawił pan wyliczenie, że Andrzej Duda wygra w drugiej turze wyborów. Trzeba przyznać, że takie stwierdzenie to przejaw dużej odwagi. Jak pan to wyliczył?
dr Jarosław Flis: To nie jest prognoza – takie wyostrzenie mojej tezy przez media jest nadużyciem. Próbowałem oszacować wyborczą bazę głównych konkurentów, na tej podstawie zaś nie można stwierdzić, że taki będzie wynik wyborów. To próba poszukiwania odniesień z przeszłości. Ten wzór opiera się na zasadzie analogii do wyborów w 2010 r., kiedy również w odstępie paru miesięcy odbyły się wybory prezydenckie i samorządowe. Ich wyniki miały wówczas pewną logikę. Oczywiście inna była wtedy kolejność – najpierw wybieraliśmy głowę państwa, a potem władze lokalne, ale pewne zjawiska można porównać. (…)
Co wynika z pana analiz?
Ponieważ mniej więcej możemy szacować, co w 2010 r. działo się z elektoratami partii, których kandydaci nie znaleźli się w drugiej turze, możemy pobawić się w porównanie, co by się stało, gdyby najbliższe wybory majowe tak się miały do jesiennych sejmikowych jak pięć lat temu jedne do drugich. Widać, że nastąpiło przesunięcie sił między Platformą a PiS – na rzecz PiS. Co prawda mówimy tu o kilku procentach, ale te wybory rozstrzygają się właśnie takimi różnicami. (…)