(…) Na ekranie Wayne strzelał z rewolweru, rąbał szablą, dźgał nożem, kopał i tłukł pięściami aktorów grających czarne charaktery, a na koniec odjeżdżał w promieniach zachodzącego słońca. Na ogół z omdlewającą z zachwytu, wpatrzoną w niego piękną kobietą u boku.
Czy można sobie wyobrazić scenariusz, który mógł bardziej zirytować feministki? Wayne uważał jednak, że zadaniem kina nie jest szokowanie widza i przekraczanie kolejnych obyczajowych granic, ale promowanie takich wartości jak patriotyzm, sprawiedliwość czy przywiązanie do wolności. Jego filmy miały zachęcać ludzi do „zmiany świata na lepsze”. Raz nawet zażądał zmiany scenariusza, bo nie podobało mu się, że grana przez niego postać ma strzelić przeciwnikowi w plecy. (…)
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
dorzeczy.pl/gielda