Ekonomista dr Artur Bartoszewicz mówił w wywiadzie na kanale Telewizja TVT o ogromnych i niepotrzebnych kosztach, jakie muszą ponosić Europejczycy w związku z ideologią klimatyzmu w Unii Europejskiej i będącym jej konsekwencją politycznym projektem Zielonego Ładu.
Bartoszewicz: Środowisko tak, ideologia nie
Bartoszewicz podkreślił, że ochrona środowiska jest jednym z fundamentów w kontekście rozwoju gospodarczego państw, ale problem zaczyna się, gdy nakładana jest na to ideologia. – Zielony Ład to kaganiec, który dewastuje nasze możliwości i potencjały. Jeżeli rozumiemy działalność gospodarczą jako cel uzyskiwania zysku, a generujemy coraz więcej kosztów związanych z abstrakcyjnymi, niepotrzebnymi dla prowadzenia działalności gospodarczej obciążeniami, to okazuje się, że ten zysk zaczyna być coraz mniejszy albo w ogóle przestaje istnieć – powiedział ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej.
Powoduje to absurdalną sytuację, tłumaczył Bartoszewicz, że zysk jest uzależniony od rządowych rekompensat, czyli od pieniędzy odebranych podatnikom. – Już od kilku lat rządy przekupują poszczególne grupy społeczne lub sektory gospodarki, żeby zrezygnowały z czegoś, ale rząd to zrekompensuje. Jak daleko możemy rekompensować wszystko dla wszystkich? – powiedział Bartoszewicz, przypominając, że system taki jest niewydolny.
Klimatyzm. Decydenci w UE zafiksowani
Bartoszewicz zwrócił uwagę m.in. na koszty związane z regulacjami w rolnictwie czy unijną dyrektywą o przymusowych remontach (EPBD). Skoro ludzie często nie mają środków, by wymienić stare okno, to w jaki sposób będą mieli zapłacić na obowiązkową pełną modernizację budynków, by były zeroemisyjne, pytał.
– Decydent w ogóle nie liczy się z ekonomicznymi skutkami swoich decyzji, bo jest zafiksowany na ideologii, która mówi: mamy być bez obciążenia dla środowiska. Przecież nie da się tego zrobić. Żaden biznes na świecie w ten sposób nie działa – podkreślił. […] Zaczęliśmy wytwarzać abstrakcyjne pojęcia, zjawiska niemierzalne zaczęły decydować o tym, co tak naprawdę będzie realizowane […] Wpadliśmy w dziurę abstrakcji logiczne, ale co jest przerażające, decydenci w Parlamencie Europejskim, w Komisji Europejskiej, są święcie przekonani, że robią nam dobrze – powiedział Bartoszewicz.
Będzie zrzutka społeczeństwa na ładowarki dla bogatych?
Mówiąc o absurdach unijnych wymagań, ekonomista przywołał kwestię przymusowych ładowarek dla aut elektrycznych, do czego zobowiązuje unijne rozporządzenie ws. rozwoju paliw alternatywnych.
– Mamy zbudować w Polsce publiczne stacje ładowania samochodów elektrycznych. Macie Państwo swoje samochody, jeździcie na stację benzynową. Wybudował ją inwestor, który sprzedaje paliwo. Inwestor, który zrealizował tę inwestycje, wkalkulowuje w cenę paliwa amortyzację majątku, który wytworzy – on chce zarobić, ale wcześniej wyłożył na to pieniądze. Tu jest mowa o publicznych stacjach. To znaczy, że musi zrealizować to państwo, czyli zabrać nam z podatków, okraść nas, żeby zbudować dla bardzo wąskiej grupy społecznej stacje ładowania – powiedział ekonomista, przypominając, że samochody elektryczne są bardzo drogie i mogą sobie na nie pozwolić tylko ludzie bardzo majętni.
– Wytworzyło się totalną fikcję przerzucania kosztów na część społeczeństwa, która w ogóle nie ma korzyści z danego rozwiązania, a decyzje zapadają z zewnątrz – zwrócił uwagę.
Bartoszewicz przypomniał też, że wbrew obowiązującej w Unii Europejskiej narracji auta elektryczne wcale nie są ekologiczne.
Czytaj też:
Scholz w Chinach. Wypowiedział się o autach elektrycznych dla EuropyCzytaj też:
Dr Bartoszewicz: Dokonujemy transformacji kosztem własnej gospodarkiCzytaj też:
Piotrowski: Zielony Ład do kosza. Nie da się naprawić tego, co stworzą socjaliści czy komuniści