Grosse przypomniał w rozmowie z Łukaszem Jankowskim na antenie Radia Wnet, że lewicowe kierownictwo Unii Europejskiej dawno temu w bardzo prosty sposób mogło podjąć decyzję o powstrzymaniu napływu imigrantów na kontynent, ale takich działań nie podejmowano. – Dlatego, że panuje mit wśród elit liberalnych, że im więcej migrantów, tym lepiej dla rynku pracy UE. Nikt nie przejmuje się wyborcami, nikt nie przejmuje się przestępczością, nikt nie przejmuje się również tym, że migranci nie podejmują pracy, tylko pozostają na garnuszku systemów opieki społecznej – powiedział.
Centra już powstają
Za pieniądze podatników w Polsce już tworzone są Centra Integracji Cudzoziemców, których obowiązek uruchamiania wynika właśnie z paktu migracyjnego UE. Unijny komisarz ds. wewnętrznych i migracji Magnus Brunner przyznał, że Polska nie będzie zwolniona z obowiązku przyjmowania nielegalnych imigrantów z powodu udzielenia na masową skalę pomocy uchodźcom i imigrantom z Ukrainy.
Władza twierdzi, że CIC nie będą to ośrodki kwaterunkowe, lecz punkty informacyjno-usługowe, w których imigranci skorzystają z lekcji języka polskiego lub opieki psychologicznej dla dzieci. Opozycja z kolei ostrzega, że to element przygotowań do masowego zalewu Polski pozaeuropejskimi imigrantami.
Mechanizm relokacji
Prof. Grosse powiedział, że dla każdego, kto interesuje się polityką europejską było jasne, że Komisja Europejska nie zgodzi się na żadne ulgi w stosunku do Polski. – Mechanizm relokacji został wymyślony właśnie po to, żeby przede wszystkim do Polski odsyłać tych imigrantów – głównie z Niemiec. Skoro na tym zasadzała się idea, to zawieszenie tego instrumentu przez KE było niemożliwe – powiedział.
Grosse zwrócił uwagę, że Komisja Europejska co najmniej od kilku miesięcy posuwa sprawę relokacji imigrantów do przodu. – Rację mają ci, którzy od dłuższego czasu, ale też w kampanii prezydenckiej, dążą do tego, żeby Polska jednostronnie wypowiedziała pakt migracyjny – powiedział, dodając, że taki też był cel referendum bojkotowanego przez Donalda Tuska i Platformę Obywatelską.
Nielegalni imigranci także na peryferia UE – m.in. do Polski
– Równolegle do mechanizmów relokacyjnych, na znacznie większą skalę jest proceder przesyłania imigrantów z Niemiec do Polski, pod pretekstem, że oni trafili przez Polskę do Niemiec.
Redaktor Jankowski zapytał o kwoty imigrantów – kwoty to terminologia stosowana przez unijny establishment – przewidziane do wysłania do Polski. Jego gość przekazał, że mowa o 10 tysiącach rocznie, przy czym pakt migracyjny zakłada, że Komisja Europejska może w sytuacji kryzysowej, a cały czas mamy taką sytuację – te kwoty zwiększać.
Grosse tłumaczył, że koncepcja establishmentu polega obecnie na przerzucaniu kosztów szaleńczej polityki migracyjnej z krajów zarządzających Unią – Niemiec czy Francji na europejskie państwa peryferyjne, takie jak m.in. Polska. – Natomiast my mamy teraz rząd, który nie przez przypadek był przez wiele lat wspierany przez Brukselę przeciwko poprzedniej władzy, dlatego że to jest rząd, który rozprowadza tę politykę, pełni funkcję namiestników – powiedział Grosse. Rzecz, jak tłumaczył, polega na tym, by wyborcy państw peryferyjnych albo nie orientowali się w procesie wysyłania do ich krajów nielegalnych imigrantów, albo przyjmowali ten proces z uśmiechem, postrzegali jako korzystny.
Pakt migracyjny – wpuszczanie albo podatnicy zapłacą kary
Przypomnijmy, że pakt migracyjny Unii Europejskiej zawiera m.in. ułatwienia procedur deportacyjnych, jednak istotą projektu jest rozparcelowywanie nielegalnych imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu nie tylko w Europie Zachodniej, ale także w państwach członkowskich UE, które do tej pory chroniły swoje granice, nie wpuszczając obcych cywilizacyjnie cudzoziemców. W myśl paktu, jeżeli państwo członkowskie odmówi wpuszczania imigrantów, podatnicy tego państwa będą musieli zapłacić 20 tys. euro za każdego nieprzyjętego cudzoziemca.
Czytaj też:
Konfederacja: Tusk i PO cierpią na schizofrenię brukselską