W najnowszym wydaniu specjalnym „Ludzie Do Rzeczy. Władza kobiet” Piotr Zychowicz kreśli portret Ewy Siemaszko, badaczki ludobójstwa na Wołyniu .
Ewa Siemaszko: Ludzie, którzy zajmują się kryminologią, po pewnym czasie wpadają w stan moralnego odrętwienia. Gdy po raz kolejny widzą ciała ofiar morderstw lub przesłuchują kolejnych świadków, pojawia się w nich obojętność. Zabójstwa nie robią na nich już wrażenia, traktują je rutynowo. Ze mną jest inaczej. Badam ludobójstwo na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej od ćwierć wieku, a mimo to każda kolejna historia, każda kolejna opowieść robi na mnie wrażenie ogromne. Te sprawy nie dają mi spokoju.
Piotr Zychowicz: Co jest dla Pani najtrudniejsze?
Dzieci. Relacje o mordach dokonywanych na dzieciach. Choć przeczytałam tysiące dokumentów dotyczących tego ludobójstwa, nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego ukraińscy nacjonaliści znęcali się nad dziećmi. Nabijanie noworodków na sztachety płotów, topienie w studniach, rozbijanie główek siekierami... To niepojęte. Pracując nad takimi relacjami, musiałam wielokrotnie przerywać czytanie, wstać od biurka i zająć się czymś innym. Wydawało mi się, że nie dam rady tego kontynuować. Jednak wracałam i pracowałam dalej.
PZ: Po co Pani to robi?
Dla tych ludzi. Uważam, że opisanie i upamiętnienie straszliwego koszmaru, jaki stał się udziałem Polaków na Kresach, jest moim obowiązkiem. To jest moja życiowa misja.
Ewa Siemaszko to człowiek instytucja. Niestrudzenie bada ludobójstwo na Wołyniu w jego najdrobniejszych, przerażających szczegółach. Z benedyktyńską precyzją i skrupulatnością zbiera informacje na temat każdej zburzonej wioski i każdego spalonego zaścianka. A przede wszystkim każdego zamordowanego człowieka. Jak się nazywał, co robił, w jakich okolicznościach, kiedy i przez kogo został zgładzony.
Efektem wieloletnich badań jest monumentalne, dwutomowe dzieło (napisane z ojcem Władysławem) „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia”. Wydane w 2000 r. jest cały czas uzupełniane i poprawiane. Niedługo na rynku pojawi się kolejne wydanie. Podstawową różnicą w stosunku do poprzednich wydań będzie znacznie większa liczba zidentyfikowanych ofiar. To właśnie efekt pracy Ewy Siemaszko.
(...)
Z wykształcenia jest technologiem żywienia. Skończyła SGGW, napisała kilka popularnych książek na temat racjonalnego odżywiania. Gdy zajęła się ludobójstwem na Wołyniu, porzuciła jednak wyuczony zawód. Zajęła się tylko historią. I robi to ze znawstwem większym niż wielu zawodowych historyków.
Badaniu zbrodni wołyńskiej poświęciła życie. Nie robi tego dla zaszczytów czy pieniędzy. Nie ma etatu w żadnej państwowej instytucji, jej badania mają charakter prywatny. Nie ma w Polsce wielu osób, które tak bezinteresownie pracują dla idei.Dlatego trudno nie myśleć z niesmakiem o atakach na Ewę Siemaszko i jej ojca po wydaniu w 2000 r. książki „Ludobójstwo...”.
Ataki wychodziły z dwóch środowisk. Pierwsze to pewni polscy Ukraińcy, którzy do dziś identyfikują się z ideologią Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery. Twierdzą, że nie chodziło w niej o sianie nienawiści, tylko o walkę o niepodległość Ukrainy.
Drugie to polskie środowiska lewicowe. Jego przedstawiciele zarzucali Siemaszko rzeczy absurdalne. Na przykład, że praca historyczna autorstwa technologa żywienia nie może być traktowana poważnie (choć chwalili ją najlepsi zawodowi badacze), oraz to, że swoich ustaleń nie konsultowała z historykami ukraińskimi. Za to, że ośmieliła się upomnieć o zamordowanych Polaków, zrobiono z niej “skrajnie prawicową oszołomkę”. (...)
Cały artykuł Piotra Zychowicza Kobieta kresów dostępny w wydaniu specjalnym „Ludzie Do Rzeczy. Władza kobiet”