"Prezenter państwowej telewizji na Białorusi oświadczył, że dobrowolnie odchodzi z pracy. W tle ogromne protesty, do jakich dochodzi w tym kraju. W przeddzień odejścia z pracy Siergiej Kozłowicz relacjonował w wiadomościach telewizyjnych propagandowy materiał, oczerniający protestujących. Zapewne po tym nie wytrzymał" – stwierdza niezależny dziennikarz i bloger Aleksiej Nowosiełow.
W materiale opozycja i przeciwnicy Łukaszenki zostali określeni mianem "prowokatorów". – Służby mundurowe odtworzyły łańcuch zdarzeń w trakcie wyborów – mówił Kozłowicz. Dziennikarz poinformował widzów, że już od pory obiadowej "prowokatorzy blokowali prace komisji wyborczych". Dalej prezenter relacjonował działania rzekomych prowokatorów. Mieli oni m. in. tworzyć sztuczne kolejki. – W rezultacie wieczorem wszyscy byli gotowi krzyczeć, że władza ukradła ich głos – wskazał Siergiej Kozłowicz. Prezenter mówił, że "prowokatorzy" grozili członkom komisji wyborczych.
– W rezultacie bezprawnych działań protestujących, rannych zostało ok. 40 pracowników MSW (...) ucierpieli także protestujący – przekazał Kozłowicz. Jednocześnie dodał, że wielu z rannych i zatrzymanych przeciwników władzy było w stanie upojenia alkoholowego. Dziennikarz zapewniał, że władza nie użyła wobec manifestujących broni palnej. W skrajnie stronniczym materiale wypowiadał się milicjant. Zabrakło głosu opozycji.
Sam Siergiej Kozłowicz nie potwierdził, że jego odejście ma związek z protestami i sposobem ich ukazywania w mediach. "To było dziecięce marzenie, któremu poświęciłem 10 lat. Zaczynałem od montażu w telewizji ONT, potem były wejścia na żywo w telewizji Biełaruś-1. Praca przed kamerą będzie dla mnie zawsze czymś fajnym. Wczoraj po raz ostatni siedziałem w studiu. Decyzję podjąłem samodzielnie. Teraz czekają mnie poszukiwania nowej pracy" – napisał dziennikarz na swoim Instagramie.