Gdy marszałek Marek Kuchciński chciał ograniczyć obecność dziennikarzy w Sejmie, wielu przeciwników tego pomysłu pytało: wyobraźcie sobie, że coś takiego robi Ewa Kopacz jako marszałek Sejmu, jak wtedy byście reagowali?
Teraz równie dobrze można by o to samo zapytać wszystkich, którzy z entuzjazmem patrzą na to, co od wczoraj wyrabia opozycja. Wyobraźcie sobie, że to posłowie PiS okupują mównicę Sejmową i blokują uchwalenie budżetu na przyszły rok. Wyobraźcie sobie, że to sympatycy PiS nie pozwalają premier Ewie Kopacz (albo np. Donaldowi Tuskowi) opuścić budynku Sejmu do 3 w nocy. Wyobraźcie sobie agresywnych zwolenników PiS, którzy szturchają wychodzących z Sejmu posłów i wyzywają ich od najgorszych. Wyobraźcie sobie Jarosława Kaczyńskiego wzywającego swoich zwolenników do stawienia się w nocy pod Sejmem i okupowania terenów wokół niego. Wyobraźcie sobie wreszcie prawicowych publicystów, nie tylko nawołujących do rewolucji i zamachu stanu, ale i biorących aktywny udział w politycznej awanturze.
Patrząc na rozwój wydarzeń trudno mieć jeszcze złudzenia, że komukolwiek w ogóle chodziło o obronę dziennikarzy czy wolności słowa. Chodziło jedynie o pretekst do wywołania awantury w Sejmie. Owszem, pomysły marszałka Marka Kuchcińskiego dotyczące obecności dziennikarzy w Sejmie były złe, niemądre i niepotrzebne (pisałam i mówiłam o tym nie raz). Można się zastanawiać, czy słuszne było wykluczenie z obrad posła PO. Ale nie ma wątpliwości co do tego, że reakcja opozycji była zupełnie nieadekwatna do tych wydarzeń. Próbowano wytworzyć wrażenie, że mamy oto sytuację nadzwyczajną, stan wyjątkowy niemalże. Z powodu posła Michała Szczerby wykluczonego z obrad? Naprawdę, droga opozycjo? Próba zablokowania uchwalenia ustawy budżetowej może zdradzać prawdziwe intencje opozycji. Grzegorz Schetyna twierdzi, że uchwalenie budżetu odbyło się nielegalnie, a Ryszard Petru mówi wprost o przedterminowych wyborach. – Opozycja razem obali totalitarną władzę – grzmi Mateusz Kijowski, który dotąd krygował się w wywiadach, że KOD nie o to walczy. Nie wspomnę już nawet o tym, co wygadują i wypisują Tomasz Lis czy „Gazeta Wyborcza”.
W telewizjach informacyjnych i w Internecie trwają dywagacje, kiedy Polacy skoczą sobie do gardeł, czy będą zamieszki w całym kraju, czy policja zacznie pałować demonstrujących, a może zacznie strzelać i że już niebawem dojdzie do przełomu, po którym nie będzie odwrotu. Dewaluacja ocen i słów postępuje ekspresowo. Naprawdę opamiętania nam wszystkim trzeba, bo to jakiś obłęd.
Zwłaszcza, że opozycja, która ustawia się dziś w wygodnej roli obrońców demokracji i wolności słowa, mediów, dziennikarzy przed PiS zdaje się nie zauważać, że eskalacja emocji występuje po obu stronach. Ich agresja i ofensywa potęguje determinację prawicy w obronie własnych racji. Zwolennicy prawicy nauczeni latami doświadczenia, nie dadzą się sterroryzować i uciszyć akcjami jak ta wczorajsza. Wręcz przeciwnie. Im więcej manifestacji KOD, im głośniej krzyczy Lis i Wyborcza, tym większa będzie mobilizacja. Na bok pójdą wszelkie wątpliwości dotyczące posła Piotrowicza, Misiewiczów w spółkach skarbu państwa czy te, związane z pomysłami Kuchcińskiego. Spór wraca na stare tory – albo jesteś z nami albo przeciwko nam, nie ma miejsca na żadne niuanse.
Czy całej tej zadymy można było uniknąć? Pewnie tak, choć teraz to już i tak bez znaczenia. Jednak może warto odnotować kilka faktów. To, że opozycja skrzętnie skorzysta z zaistniałej sytuacji, w której przeciwko PiS protestują dziennikarze było zupełnie oczywiste dla wszystkich poza marszałkiem Kuchcińskim. Tak samo oczywiste jak to, że w tym samym momencie, w którym Platforma i Nowoczesna wystąpią w obronie mediów, prysną wszelkie nadzieje na jakiekolwiek ustępstwa ze strony PiS. W sytuacji, gdy zadane zastrzeżenia dziennikarzy zostały sprowadzone do rytualnej nawalanki PiS i opozycji, żadna ze stron nie mogła się już wycofać. Zadziałała logika walki politycznej – nie wolno odpuszczać, żeby przeciwnik nie mógł odtrąbić sukcesu. Logika, która od wielu lat prowadzi naszą politykę na manowce. I to się prędko nie zmieni.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.