Żałuję, że mam tak mało czasu na studiowanie prac teoretyków i teoretyczek tego, co – od kiedy słowo „feminizm” obrosło w fatalne skojarzenia – nazywać zaczęto „gender”.
Rafał A. Ziemkiewicz
Na przykład problem lesbijskiego „sadomaso”. Pochwalić, bo kobieta jest w takich związkach na górze, czy potępić − bo i na dole? Proszę się nie śmiać, ten spór doprowadził ongi do poważnego rozłamu w Women’s Lib. Podobnie jak rozłam (na tzw. feminizm antypornograficzny i proseksualny) wywołało pytanie: Czy porno wyzwala kobiety, czy je zniewala?
Z zagadnień marksizmu-feminizmu najbardziej fascynujący jest problem stosunku do sztucznych… jakby to powiedzieć… palikotów. Z jednej strony to narzędzie pozytywne, bo kobieta obsługuje się nim sama, a więc wyzwala swoją seksualność spod patriarchalnej kontroli. Z drugiej jednakowoż rzecz odwzorowuje męskie przyrodzenie, a więc wyzwalając, podstępnie utrwala stereotyp fallocentryczny, a nawet heteronormatywny! Niech państwo nie myślą, że zmyślam – taki wielce talmudyczny esej amerykańskiej profesoressy zamieścił u nas swego czasu kwartalnik „Krytyka Polityczna”.
Najciekawszy poznawczo jest jednak problem ósmej orientacji seksualnej, bezskutecznie dobijającej się w mateczniku postępu, na amerykańskich kampusach, o tolerancję. Tak − ósmej. Zauważyli państwo, że oficjalny skrót tęczy LGBT wydłużył się już do LGBTQ? Czyli przeciw dwóm tradycyjnym płciom walczy o gender już pięć „orientacji”: les, gay, trans, bi i „queer”. Wydawałoby się, że kolejną takie środowiska powinny przyjąć z otwartymi ramionami, będzie już 6:2… Tymczasem odrzucają ją wręcz wściekle!
O co chodzi? O „aseksualnych”. Oto wystąpili ludzie twierdzący na podstawie badań naukowych, że kilka procent populacji doskonale obywa się bez seksu i nic w tym nienormalnego. Ba, że takich jak oni jest więcej niż tych z wymienionej piątki razem wziętych! Skoro więc homo-, bi- i „dziwadła” są dopieszczane, im tym bardziej należą się analogiczne prawa.
Jednak co by to znaczyło? Że najstraszliwsze z punktu widzenia LGBTQ zboczenia, takie jak dziewictwo i celibat, są NORMALNE? Że fundamentalne oskarżenie, że księża, skoro się nie „bzykają”, muszą być sfiksowani, zostałoby naukowo obalone i podważone moralnie? Że może być jakieś, tfu, „powołanie do kapłaństwa”? No nie!
Tolerancja musi mieć swoje granice!