Wałęsa, czyli "Bolek"
  • Sławomir CenckiewiczAutor:Sławomir Cenckiewicz

Wałęsa, czyli "Bolek"

Dodano: 
Na zdjęciu od prawej: prezes IPN Jarosław Szarek, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Andrzej Pozorski i p.o. rzecznik Instytutu Andrzej Arseniuk
Na zdjęciu od prawej: prezes IPN Jarosław Szarek, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Andrzej Pozorski i p.o. rzecznik Instytutu Andrzej Arseniuk Źródło: East News/Jan Bielecki
Werdykt grafologów z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna badających akta agenturalne TW "Bolka" pośrednio potwierdził znany od lat fakt – Lech Wałęsa był agentem SB.

Do potwierdzenia agenturalności Wałęsy badania grafologiczne nie były potrzebne. Byłem im przeciwny, bo świadczyły o wyjątkowym traktowaniu byłego prezydenta. Uznałem, że był to w gruncie rzeczy rodzaj igrzysk połączonych z brakiem odwagi urzędniczej. Zmorą Instytutu Pamięci Narodowej – a zwłaszcza jego pionu prokuratorskiego – jest bowiem brak odwagi cywilnej. Po prostu w IPN do tej pory panował strach przed uznaniem, że Wałęsa był agentem SB, więc każdy nowy dowód w tej sprawie traktowany był za nie do końca wystarczający.

Wydawało się, że odnalezienie teczek agenturalnych Wałęsy zakończy ten cyrk. Nawet sam były prezydent był na początku jakby pogodzony z tym faktem, czego potwierdzeniem są jego przeprosiny skierowane pod moim adresem. Jednak po paru dniach ogłosił, że IPN dysponuje „fałszywkami”. I na tej podstawie – wpisu na nieistniejącym już blogu Wałęsy na Wykop.pl – prokuratura IPN wszczęła śledztwo!

Dzisiaj jest to przedstawiane jako wola ostatecznego „wyjaśnienia” sprawy, ale wówczas, w czasie panowania starej ekipy kierowniczej w IPN, dawało to pozór rzekomej bezstronności, która nakazuje powstrzymać się od ostatecznego werdyktu. Polityczni patroni prezesa Łukasza Kamińskiego i dyrektora pionu śledczego IPN prok. Dariusza Gabrela ogłosili wówczas, że z oceną Wałęsy należy poczekać do ostatecznego werdyktu prokuratury i zleconych przez nią opinii grafologicznych. Podobne słowa padały ze strony historyków grających pod batutą Andrzeja Friszkego. Dzięki tej decyzji Kamiński mógł w swoim mniemaniu pozbyć się „gorącego kartofla” w postaci sprawy „Bolka”, czekać na werdykt prokuratorów, a przez to sugerować, że sprawa agenturalności Wałęsy wcale nie jest taka oczywista. Miało to zresztą fatalne skutki społeczne, bo przeciąganie tej sprawy przez blisko rok gmatwało ją w oczach wielu ludzi.

Cały artykuł dostępny jest w 6/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także