Kto korzysta z portali społecznościowych, ten niemal codziennie dostaje jakiś apel o wsparcie chorego walczącego ze śmiertelną chorobą i z urzędnikami odmawiającymi refundacji leku. Przesyłają je znajomi i znajomi znajomych, kolportują media – te ogólnokrajowe i lokalne, a coraz częściej także lokalne serwisy, które na co dzień informują o miejskich korkach, wypadkach, zamykanych ulicach.
Macieja Gnyszki, który założył w Polsce pierwszą agencję fundraisingową, czyli zbierającą fundusze na cele społeczne, nie dziwi, że tak wielu potrzebujących prosi dziś darczyńców o pieniądze na leczenie. – Serwisy, które gromadzą takie apele, udostępniają miejsce do prowadzenia zbiórki, to w pewnym sensie strony niemocy polskiego systemu ochrony zdrowia. W wielu przypadkach, zwłaszcza w odniesieniu do chorób rzadkich, system ubezpieczeniowy ocenia, że już mu się nie opłaca ratować chorego, dlatego rodziny są zmuszone wziąć sprawy w swoje ręce, szukać leczenia gdzie indziej i zbierać na nie fundusze – mówi. (...)
Na razie nic nie wskazuje na to, by ciężko chorzy mogli obyć się bez wsparcia darczyńców. Kolejki do zabiegów w Polsce sprawiają, że nawet rodzice dzieci z rozszczepem podniebienia zbierają pieniądze na rehabilitację czy prywatne zabiegi poza kolejką, a przecież nie potrzeba tu eksperymentalnej terapii w drogiej zagranicznej klinice.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.