Ponadto w nowym „Do Rzeczy”: raport o Ukrainie, Rosji i polskiej armii, dlaczego Tadeusz Płużański tropi katów narodu Polskiego i czy grozi nam katastrofa demograficzna.
Nowy numer „Do Rzeczy” otwiera jednak raport specjalny na temat Ukrainy i relacji pomiędzy Polską a jej sąsiadami, u których wrze. Komorowski, Tusk i Sikorski stali się zwolennikami twardego kursu wobec Rosji. To dobra zmiana dla Polski, ale nie wiąże się z żadną refleksją nad błędną polityką wobec Kremla w ostatnich latach – pisze w nowym „Do Rzeczy” Rafał A. Ziemkiewicz. I przypomina, że tak się ułożyła polska historia, iż nikt w niej jeszcze nie wyszedł dobrze na chęci dobrego czy choćby tylko racjonalnego ułożenia stosunków z Rosją, chociaż byli między zwolennikami tej opcji politycy wielkiej miary – Adam Czartoryski, Aleksander Wielopolski, Roman Dmowski. Jednak klęski ich wielkich politycznych koncepcji budziły przynajmniej szacunek. Klęska PR-owskich zalotów i szukania w Putinie sprzymierzeńca przeciwko opozycji, prowadzonych przez Tuska i Komorowskiego po tragedii w Smoleńsku, jest tylko żałosna – podkreśla Ziemkiewicz. I dodaje, że rzekome „normalizowanie” stosunków z Moskwą, pozorowane w czasie kilku ostatnich lat przez Tuska i Komorowskiego, w istocie nie było oparte na żadnej wizji ani rachubie politycznej, ale wyłącznie na oportunizmie, wymogach propagandy oraz nadziei na kariery w strukturach europejskich, w czym etykieta „rusofoba” byłaby przeszkodą. O „Końcu pieszczot z niedźwiedziem” – w nowym „Do Rzeczy”.
Z kolei Piotr Zychowicz podkreśla, że to, co się dzieje na Krymie, nie jest objawem siły Rosji, ale jej słabości. Moskwa przegrała wielką grę o Ukrainę. Teraz próbuje ratować ochłapy. Władimir Putin, tak jak wielu innych przywódców, bardzo interesuje się historią w celu szukania w niej wskazówek pomocnych przy prowadzeniu współczesnej polityki. W jego przypadku jest to oczywiście historia Związku Sowieckiego, o którego odbudowie marzy. Najwyraźniej jednak rosyjski przywódca jest mało pojętnym uczniem. Z dziejów ZSRS jasno bowiem wynika, że ten, kto dużo krzyczy i wali pięścią w stół, najczęściej niewiele może. Najniebezpieczniejszy jest zaś ten, kto milczy. I działa – pisze Zychowicz, przypominając Józefa Stalina i Nikitę Chruszczowa. Pierwszy nigdy nie zdradzał swoich intencji i emocji, miał twarz pokerzysty. W efekcie zdobył połowę Europy. Drugi prężył muskuły, urządzał dzikie sceny na sesjach ONZ, straszył świat wojną i lubował się w rozmaitych demonstracjach. Realnym efektem jego działań były zaś tylko kolejne kompromitacje i rozpoczęcie procesu rozpadu imperium. Władimir Władimirowicz Putin nie jest Stalinem, ale Chruszczowem naszych czasów – pisze Zychowicz w „Do Rzeczy”.
Na łamach tygodnika także o tym, czy Polska jest gotowa na coraz bardziej katastroficzne scenariusze, które kreślą w ostatnich dniach polskie media i polscy politycy. W 15. rocznicę naszego przystąpienia do NATO zobaczyliśmy, że konflikt zbrojny u naszych granic jest realny. Prawdopodobny jest na przykład scenariusz ataku rakietowego, gdyby sytuacja na Ukrainie wymknęła się spod kontroli, a Polska samotnie zaangażowała się w pomoc dla Kijowa. Kryzys ukraiński pokazuje wyraźnie, że ogłoszona w zeszłym roku przez rząd strategia odstraszania „Polskie kły” okazuje się dzisiaj żałosną, medialną wydmuszką, a siły zbrojne są w rzeczywistości militarnym karłem. Polska właściwie w ciągu jednego dnia może zostać powalona na kolana nagłym atakiem rakietowym, na który nie mamy możliwości odpowiedzieć. Ukraiński kryzys ujawnia ponadto, że wojsko nie tylko nie ma żadnych „kłów” i realnie nie mamy czym odstraszać Rosjan, ale – co gorsza – nie mamy się czym bronić w sytuacji rakietowego szantażu. W kategoriach humorystycznych należy więc odczytywać zapewnienia ministra obrony narodowej o tym, że polska armia nie jest w stanie wzmożonej aktywności. Nie jest, bo być nie może. Dlaczego? O tym w nowym „Do Rzeczy”.
W nowym „Do Rzeczy” również o tym, jak historyk, dziennikarz, łowca zbrodniarzy, Tadeusz M. Płużański od ćwierć wieku poluje na oprawców z UB i SB, walcząc o to, aby ich zbrodnie nie były zapomniane. Historyk, szef działu Opinie w „Super Expressie” i współpracownik „Do Rzeczy”, syn zmarłego w 2002 r. prof. Tadeusza Płużańskiego, od ćwierć wieku śledzi i demaskuje działalność komunistycznych oprawców, ich losy i kariery. Jego dziadka niemieccy okupanci zakatowali na Pawiaku. Jego ojciec, Tadeusz Płużański senior, urodzony w 1920 r., był uczestnikiem kampanii wrześniowej, działał w konspiracyjnej Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej i Tajnej Armii Polskiej założonej między innymi przez rtm. Witolda Pileckiego. Aresztowany w maju 1947 r., rok później został skazany na podwójną karę śmierci. Po dwóch miesiącach w celi śmierci przyszła amnestia. Na początku kwietnia do księgarń trafi wydana przez wydawnictwo Fronda kolejna książka Płużańskiego pt. „Lista oprawców”. O jej autorze w „Do Rzeczy” pisze Wojciech Wybranowski.
Na łamach tygodnika głos zabiera także sam Płużański. I przypomina, że co prawda od 1989 r. można mówić o żołnierzach wyklętych, ale niewielu badaczy zajmuje się natomiast ich oprawcami. Ci zbrodniarze – czy to śledczy stosujący bezpośredni terror, czy sędziowie i prokuratorzy, mordercy sądowi – są nadal pod ochroną. Nie ponieśli żadnej kary. O abolicji dla komunistycznych zbrodniarzy przesądzono pod koniec lat 80. ubiegłego wieku przy Okrągłym Stole i w Magdalence - pisze Płużański. I podkreśla, że sytuację zmieniło dopiero powołanie Instytutu Pamięci Narodowej, który stwierdził, że zbrodniarzami są również sędziowie i prokuratorzy. Aby kaci nie pozostali zapomniani – na łamach „Do Rzeczy” przypomnienie tych najkrwawszych.
„Do Rzeczy” alarmuje też, że nasz kraj wymiera. W 2070 r., według tworzonego właśnie raportu GUS, Polaków może być zaledwie 21 mln. Dalekosiężnych badań nie zamawia ani premier, ani prezydent – to sam Główny Urząd Statystyczny decyduje się na prognozę. Wciąż aktualna jest ta z 2008 r. wybiegająca do 2035 r., ona też zasmuca, bo struktura ludności zmieni się radykalnie: dziś jest 4,6 mln rodzin z dziećmi, ma być o milion mniej; a blisko dwie trzecie gospodarstw domowych będzie wtedy liczyło już tylko jedną osobę. To są burzowe chmury, lecz dopiero prognoza „Polska 2070” wieszczy kataklizm. Powstała na podstawie wyników spisu ludności z 2011 r. „Do Rzeczy” dotarło do głównych założeń prognozy „Polska 2070”. Wedle przyjętych scenariuszy, Polaków w 2070 r. ma być około 26 mln. Widełki stanowią liczby 23,9 mln (najgorszy scenariusz) i 27,7 mln mieszkańców (najbardziej optymistyczny). Od tego trzeba odjąć falę emigracji. Na wychodźstwie może być więc w sumie 3 mln rodaków. O kurczącej się liczbie Polaków – w najnowszym „Do Rzeczy”.
Nowy numer „Do Rzeczy” jest dostępny z płytą „Panien Wyklętych” – patriotycznego projektu muzycznego Darka Malejonka i znakomitych polskich wokalistek. Ponadto specjalnie dla czytelników „Do Rzeczy” w prezencie – kod dostępu do filmu „Solidarni 2010”. Nowy numer tygodnika „Do Rzeczy” – w sprzedaży od poniedziałku, 10 marca 2014. E-wydanie jest dostępne już od niedzieli wieczorem u dystrybutorów prasy elektronicznej.
Tygodnik „Do Rzeczy” to tytuł kierowany przez Pawła Lisickiego. Jest pismem konserwatywno-liberalnym. Ukazuje się od stycznia 2013 r. Wydawcą tygodnika jest spółka Orle Pióro. Na łamach tygodnika publikują m.in. Piotr Semka, Rafał A. Ziemkiewicz, Cezary Gmyz, Waldemar Łysiak, Bronisław Wildstein.