Trzy dni przed inwazją na Ukrainę, 21 lutego, odbyło się słynne już posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Putin zapoznawał się z opiniami swoich najbliższych współpracowników na temat sytuacji w Donbasie. Tematem posiedzenia była kwestia uznania niepodległości tzw. republik ludowych Donieckiej i Ługańskiej. Wtedy jeszcze wydawało się, że Putin może się zadowolić legalizacją okupacji już zajętych terenów. Jednak przedstawiciele Rady Bezpieczeństwa, oficjalnie komentując przed kamerami sprawy Donbasu, najpewniej już wtedy wiedzieli, że czeka ich pełnowymiarowy konflikt, a nie kontynuacja hybrydowych przepychanek. Stąd też ogromna nerwowość. Świat zapamiętał przede wszystkim roztrzęsionego i gubiącego się w zeznaniach Siergieja Naryszkina, który pod wpływem stresu zaczął mówić o włączeniu ludowych republik w skład Rosji, o czym oficjalnie w ogóle nie było mowy. Putin zbeształ i wyśmiał szefa Służby Wywiadu Zagranicznego.
Zestresowani byli wszyscy – poza Nikołajem Patruszewem. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa siedział wygodnie, rozluźniony, a gdy przyszło mu przemawiać, pewnie i mocno wyraził swój pogląd. Stwierdził mianowicie, że dla Rosji partnerem do negocjacji nie jest ani NATO, ani Unia Europejska, ani OBWE, tylko Stany Zjednoczone, bo „wszyscy inni [na Zachodzie] będą robić to, co im każą Amerykanie”. Jednocześnie, odnosząc się do wysuniętej przez Waszyngton propozycji spotkania Bidena z Putinem, zaznaczył: „Nam rozmowy dla samych rozmów nie są potrzebne. My potrzebujemy osiągnąć konkretne cele”. Takim celem nazwał „obronę integralności terytorialnej i suwerenności” Rosji. Z kolei Stany Zjednoczone, według Patruszewa, ukrywają swój prawdziwy cel, którym jest „zniszczenie Federacji Rosyjskiej”.
To właśnie sekretarz Rady Bezpieczeństwa FR uważany jest za prawą rękę Putina – najbardziej wpływowego spośród moskiewskich jastrzębi. To właśnie Patruszew miał być architektem inwazji oraz tym, który najgłośniej doradzał władcy Kremla kurs na zderzenie z Ukrainą i Zachodem.
Człowiek KGB
Rocznik 1951; urodził się i wychował w Leningradzie, podobnie jak Putin. Jego matka, chemik z wykształcenia, podczas wojny zimowej z Finlandią oraz w czasie blokady Leningradu przez Niemców służyła jako sanitariuszka. Ojciec walczył w czasie wojny w szeregach marynarki wojennej. Nikołaj Płatonowicz tylko częściowo poszedł w jego ślady – studiował budowę okrętów. Wcześniej, w liceum, chodził do jednej klasy z przyszłym wpływowym politykiem putinowskiej Jednej Rosji – Borysem Gryzłowem. W 1974 r. odbył roczny kurs dla pracowników KGB w Mińsku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.