Proste pytania nie zawsze pozwalają na proste odpowiedzi. Ot, choćby kwestia zwycięstwa w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego pozostaje,powiem ostrożnie, dość otwarta. Z pewnością można jedynie powiedzieć, kto w nich przegrał.
Najpierw lewica. Klęskę poniosła Europa Plus Twój Ruch. Można to było z góry przewidzieć. Pajacowanie Palikota się znudziło, biedak całkiem się pogubił. Do tego doszedł fatalny dobór patrona w osobie Aleksandra Kwaśniewskiego. Rząd dusz na lewicy przejął chyba ostatecznie Leszek Miller i mimo kiepskiego rezultatu to on będzie tam dyktować warunki.
Nie ulega też wątpliwości, że klęskę poniosły dwa nowe projekty prawicowe – Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry i Polska Razem Jarosława Gowina. Trudno sobie wyobrazić ich samodzielne przetrwanie. Część polityków tych ugrupowań poszuka sobie miejsca u silniejszych – czy to w PiS, czy w Platformie, a może PSL. Reszta będzie skazana na pożegnanie z poważną polityką. Okazało się, że żadna z tych partii nie była w stanie trafić we właściwą potrzebę społeczną.
Teraz czas na zwycięzców. Bez dyskusji sukces osiągnął Janusz Korwin-Mikke. Zrozumiał, że coraz więcej młodych ludzi ma dosyć nieustannej wojny Platformy i PiS, że szuka dla siebie nowego ugrupowania, walczącego z wszechobecnym fiskalizmem oraz etatyzmem. Wyczuł też wzrost niechęci do Unii, a szczególnie do realizowanych przez Brukselę projektów ideologicznej urawniłowki pod różnymi lewackimi sztandarami. Uderzał mocno, brutalnie, bez pardonu. Dzięki skandalom skupił na sobie uwagę mediów i przedstawił siebie jako ofiarę silniejszych. Czy ta metoda będzie równie skuteczna w przyszłości?
Najwięcej głosów zdobyła Platforma. Donald Tusk może mówić, że siódmy raz pognębił Jarosława Kaczyńskiego. Mimo tylu lat fatalnych rządów, nieudolności i wypalenia Platforma trafiła w jeden czuły punkt opozycji. Potrafiła pokazać, że jest partią, która zapewnia wyborcom bezpieczeństwo. Niepokój o rozwój sytuacji na Ukrainie, strach przed Rosją i uwikłaniem się w konflikt pozwoliły Platformie wygrać. Że o włos? Cóż, liczy się efekt.
A wynik PiS? Z jednej strony partia Kaczyńskiego niemal dogoniła Platformę. Z drugiej symboliczny przełom jednak nie nastąpił. To prawda, porażka nie była wielka, ale – tak jak w przypadku referendum w Warszawie – wciąż nie sposób głośno zadeklarować, że PiS umie zwyciężać. Co znaczy naprawdę wykorzystać słabość rządzących i opór obywateli, pokazał Front Narodowy we Francji. To się nazywa pokonać establishment wbrew dominującym mediom, salonowi i układom. Kaczyński o takim sukcesie może tylko marzyć, dlatego – sądzę – jego partia kwestionuje wyniki wyborów. Podobnie tylko marzeniem zdają się jego słowa o chęci samodzielnych rządów po następnych wyborach do Sejmu.
Niestety, dla Polski najbardziej prawdopodobny scenariusz jest inny: to wspólne rządy PO, PSL i SLD.