W istocie bowiem nie było żadnego powodu, żeby sprawa Smoleńska wróciła akurat teraz i żeby akurat w ubiegłą środę, a nie któregokolwiek innego dnia obrady Sejmu zdominowały wrzaski o „kłamstwie smoleńskim” i przerzucanie się oskarżeniami o agenturalność na rzecz Putina – poza wyemitowaniem przez TVN24 wspomnianego materiału. Ale, co istotne, nie było też, z punktu widzenia sztuki dziennikarskiej, żadnego powodu, żeby TVN24 wyemitował go właśnie teraz. Rzecz dotyczyła raportu – „ostatecznego”, jak twierdził Macierewicz – który komisja ogłosiła ponad pięć miesięcy temu i który został zdjęty ze stron MON oraz przestał być dostępny jakiś tydzień później, a TVN nie miał o nim do powiedzenia ani słowa ponad to, co wiadomo od dawna i co wiedziano powszechnie jeszcze przed jego ogłoszeniem.
Na konferencję prasową, na której Macierewicz i jego eksperci ogłaszali w kwietniu swe ustalenia, TVN przysłał w kwietniu reporterów żenująco nieprzygotowanych, którzy po prostu nie wiedzieli, o co pytać, i potrafili jedynie prezentować antypisowskie wzmożenie; w ten sposób wzmocnili jedynie przekaz tam głoszony. Możliwe, że nagły powrót do tematu jest próbą zatarcia tamtego blamażu, choć trudno powiedzieć, dlaczego przeczytanie ówczesnych publikacji w prasie, umownie mówiąc – „prawicowej”, i powtórzenie ich jako własnych ustaleń zajęło reporterom TVN aż pięć miesięcy.
Walka o wydobycie się z „odstawki”?
Kolejny „ostateczny” raport Macierewicza praktycznie nikogo bowiem, nawet po umownej prawej stronie, nie przekonał. Prezes co prawda publicznie go pochwalił, więc politycy ZP powstrzymywali się przed otwartą krytyką, podobnie jak media państwowe
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.