Otóż nie uważam tego za wadę, tylko za zaletę mojej pracy. Pojęcie „pragmatyzmu”, tak wysoko umieszczane w katalogu cnót przez mojego redakcyjnego kolegę, rozumiem bowiem zasadniczo inaczej niż on. Mówiąc obrazowo: pragmatyzm polega dla mnie na tym, żeby kiedy drzwi się uchylają, pchać w nie nogę, a kiedy się zamykają – zabierać ją. Nie jest pragmatyzmem, w moim przekonaniu, postawa, która każe, kiedy drzwi nieoczekiwanie zaczęły się uchylać, wzywać: „Nie róbmy nic pochopnie, trzeba wszystko dobrze przeanalizować, rozważyć zagrożenia, przemyśleć, te drzwi, choć dziś się otwierają, w przyszłości mogą się przecież zamknąć, i co wtedy z naszą nogą?”.
KTO TU JEST PRUSAKIEM
Pamiętają państwo „Pana Tadeusza” i naradę w zaścianku Dobrzyńskich? W barwnym tłumie występują tam dwie postaci kojarzące się z naszą polemiką. Jedną jest Bartek zwany (złośliwie, bo nienawidzi tej nacji) Prusakiem. Studzi on bojowe nastroje Dobrzyńskich, perswadując, że do powstania trzeba wybrać odpowiedni moment, wyznaczyć przywódców, przygotować plan
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.