Słowa i określenia na początku lat 90. nieznane i całkowicie w Polsce nieobecne – LGBTQI+, genderyzm, ekologizm, wokeness – są dziś kluczem do zrozumienia współczesnej wojny kulturowej. Bez nich nie sposób zrozumieć polityki i więcej, bez nich nie da się uchwycić, na czym polega największe dziś niebezpieczeństwo, jakim jest odradzająca się hydra totalitaryzmu. Nie da się zrozumieć karier współczesnych polityków, takich jak Justin Trudeau, Joe Biden czy Ursula von der Leyen. Zwycięstwo lewicowych ideologii doprowadziło, i to jest z punktu widzenia logiki najważniejsze, do całkowitego oderwania rzeczywistości i pojęć, języka i tego, do czego on się winien odnosić.
Pod tym względem zachodnie demokracje coraz bardziej przypominają orwellowski świat odwróconych pojęć. I tak właśnie amerykański Kongres i Senat przyjęły ustawę „o szacunku dla małżeństwa”, która to z definicji jest właśnie śmiertelnym zagrożeniem dla tradycyjnego związku mężczyzny i kobiety. Mimo protestów wszystkich najważniejszych wspólnot religijnych ustawa „o szacunku dla małżeństwa” nie tylko sprawi, że stany będą musiały zezwalać "małżeństwa" osobom tej samej płci u siebie, ale będą zobowiązane uznawać wszystkie małżeństwa, niezależnie od płci, także te zawarte w innych stanach. Małżeństwa niezależne od płci! Ale jeśli małżeństwo jest niezależne od płci, a płci może być, zgodnie z ideologią genderową wiele, to ustawa otwiera drogę dla akceptacji związków nie tylko par, ale stad ludzkich. Dowolna konfiguracja osobników i płci zyskuje miano małżeństwa. Wszystko zależy wyłącznie od woli tych, którzy w ten sposób chcą te konfiguracje nazywać. Jak zauważył pewien komentator dziesięć lat temu pod takim projektem nie podpisaliby się nawet radykałowie Partii Demokratycznej, dziś przeszła ona dzięki poparciu republikanów. Przepisy, które otwarcie negują rzeczywistość - tego, że małżeństwo jest jedynie związkiem mężczyzny i kobiety - będą teraz obowiązywać wszędzie a na straży posłuszeństwa wobec nich będzie stało państwo. Arbitralna wola prawodawcy wygrała z rzeczywistością.
Szacunek czyli pogarda
Nie chodzi tu zatem tylko o zwykłe kłamstwo lub używanie półprawdy - stała cecha dyskursu politycznego. Ważniejsze jest świadome posługiwanie się językiem jakby był on osobnym, wykreowanym przez polityka instrumentem, którego jedynym celem jest wywołanie określonych, emocjonalnych reakcji. Szacunek to już nie uznanie i akceptacja tego, co obiektywnie dane. Szacunek ma stworzyć jedynie wrażenie szacunku. To co obiektywnie dane nie istnieje, skoro małżeństwem przestaje być związek mężczyzny i kobiety, a staje się jakikolwiek związek seksualny dwóch lub więcej osób. Zresztą, podobnie płeć też nie jest czymś obiektywnym i danym, a jedynie subiektywnym, płynnym i ulotnym. W istocie zatem to co dziś demokratyczni politycy nazywają szacunkiem (pospołu demokraci i znacząca grupa republikanów) to, gdyby trzymać się języka tradycyjnego, w którym to słowa odpowiadają rzeczywistości, a umysł poddaje się prawdzie, pogarda i lekceważenie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.