Licznik Balcerowicza, niezmordowanego w tępieniu nadmiernych wydatków budżetowych i bezmyślnego zadłużania naszej ojczyzny, ma za zadanie przypominać obywatelom o tych politykach, którzy topiąc w morzu długów Polskę, topią w nim każdego z jej obywateli – obecnych i przyszłych. Topią nas, nasze dzieci i wnuki. To bowiem my oraz nasi zstępni teraz i przez następne dziesiątki lat będziemy musieli spłacać ten dług – wraz z morderczymi odsetkami. Nasz jawny dług publiczny wynosi teraz już ponad 1 bln zł, natomiast ukryty – ponad 3,2 bln zł.
Podobny licznik – także „bijący” w sercu Warszawy – mógłby przypominać Polakom i Niemcom o długu Niemiec wobec Polski. Długu powiększającym się o odsetki, narastające wraz z upływającym czasem. Podczas II wojny światowej Niemcy obrócili w perzynę 38 proc. majątku Polski, a ponadto zamordowali 6 mln jej obywateli. W 1946 r., na Międzynarodowej Konferencji Reparacyjnej w Paryżu, nasze straty w majątku rzeczowym oceniono na 16,9 mld ówczesnych dolarów. Rok później polskie rządowe Biuro Odszkodowań Wojennych oszacowało je na 49 mld ówczesnych dolarów. Czyli ok. 850 mld dzisiejszych dolarów – licząc bez odsetek za zwłokę.
Rzecz jasna, szanse na odzyskanie od Niemiec reparacji, których – niewykluczone – Polska nigdy się zgodnie z wymogami prawa nie zrzekła, oceniam jako bliskie zera. Jednak nie tylko z tego powodu nie warto w tej sprawie rozpętywać ostrej kampanii politycznej. Nie warto jej rozpętywać przede wszystkim dlatego, że Niemcy są naszym kluczowym sojusznikiem w UE oraz NATO i powinno nam zależeć na tym, aby nic się w tej sprawie nie zmieniło na gorsze.
Nie oznacza to jednak, że w interesie Polski nie leży spokojne przypominanie o skali zniszczeń i mordów, jakich Niemcy dopuścili się na naszym terytorium w czasie II wojny światowej. A także o niezapłaconych nam reparacjach – po ostatecznym obliczeniu należnej ich wysokości. Sposobem na to mogłoby być m.in. uruchomienie licznika długu reparacyjnego. Wszelako z wymienionych wyżej powodów, stworzenie takiego licznika to zadanie stanowczo nie dla państwa polskiego, lecz – tak jak w przypadku licznika długu publicznego – w sam raz dla jakiejś prężnej fundacji. Czy któraś z nich podjęłaby się tego zadania?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.