Takich wojen jak ta, która toczy się na Ukrainie, miało już nie być. Długotrwałe walki o Bachmut czy Mariupol budzą skojarzenia z walkami o Stalingrad czy Charków w 1943 r. I znów widzimy, jak rosyjscy dowódcy wysyłają na śmierć kolejne bataliony żołnierzy, szafując krwią swoich podwładnych. I znów zobaczyliśmy masowe groby ofiar sołdackiego zwyrodnienia. Najemników spod znaku Grupy Wagnera za brak odwagi każe się egzekucjami przy użyciu młota kowalskiego. W naturze cywilizacji zachodniej leży tendencja do idealizmu i optymizmu. Pierwsze zniknęły złudzenia o tym, że inne cywilizacje, na czele z islamską, przejmą zachodni wzorzec ładu liberalnego. Tu gorzkim przebudzeniem był 11 września 2001 r., kiedy to Al-Kaida uderzyła w Stany Zjednoczone. Teraz Rosja udowadnia nam, że próby przemodelowania tego państwa na „kraj jak każdy inny” się nie udały. Wszyscy ci, którzy wskazywali, że recydywa sowieckiej symboliki i rehabilitacja stalinowskiego imperializmu muszą mieć swoje upiorne konsekwencje, mogą dziś triumfować. Na szczęście tej recydywie ideologii spod znaku sierpa i młota, zmieszanej z wielkorosyjską patyną, przeciwstawiła się wola Ukraińców, by obronić swoją wolność.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.