Marcin Makowski: Wynik netto LOT za ubiegły rok to 300 mln zł zysku. W 2015 r. LOT poniósł 327,1 mln zł straty. Dlaczego wcześniej tłumaczono, że na tak trudnym rynku prawie nie da się zarabiać?
Rafał Milczarski: Faktycznie, bez dobrze przemyślanej siatki połączeń, która zasila port przesiadkowy, na Lotnisku im. F. Chopina trudno zarobić. Nasz obecny model biznesowy polega jednak na zaproponowaniu atrakcyjnych połączeń dowozowych z różnych miejsc w Europie do hubu w Warszawie, skąd obsługujemy bardziej dochodowe połączenia dalekodystansowe do Ameryki Północnej i Azji. Po drodze jest wiele wyzwań. Po pierwsze, na lotach krótkiego i średniego zasięgu mamy do czynienia z ogromną konkurencją ze strony przewoźników niskobudżetowych. Po drugie, Lotnisko Chopina nie jest dobrze zaprojektowane do pełnienia funkcji portu przesiadkowego. Mimo to sytuacja finansowa naszej spółki się poprawiła, i to wyraźnie. Wynik netto nie jest być może najprecyzyjniejszym wskaźnikiem sukcesu lub porażki linii lotniczej, bo w dużej mierze jest uzależniony od księgowego efektu zmiany kursu walut, na które linia lotnicza nie ma wpływu. Oczywiście cieszy nas, że jesteśmy na plusie, ale realną miarą rozwoju i rentowności spółki jest natomiast wynik operacyjny, czyli EBITDA.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.