Na przełomie stycznia i lutego papież Franciszek odwiedził dwa afrykańskie kraje – Demokratyczną Republikę Konga i Sudan Południowy. Towarzyszyli mu prymas anglikanów Justin Welby oraz głowa narodowego „Kościoła” Szkocji Ian Greenshields. Podróż miała w teorii charakter misji na rzecz pokoju, ale w praktyce w dużej mierze przebiegła pod znakiem… LGBT. W wywiadzie wyemitowanym na krótko przed wylotem do Afryki Franciszek wezwał do depenalizacji zachowań homoseksualnych w krajach Czarnego Lądu. Stworzyło to wrażenie, jakoby udawał się na pielgrzymkę pod sztandarami ruchu homoseksualnego. Duża część afrykańskich katolików zareagowała oburzeniem; jeden z rządowych polityków Sudanu powiedział nawet, że jeżeli papież zamierza zachęcać jego państwo do legalizacji jednopłciowych „małżeństw”, to po prostu nie zostanie wysłuchany. O homoseksualizmie papież mówił również podczas konferencji prasowej na pokładzie samolotu, wracając z Afryki.
Nie będę tu poddawał analizie jego słów, jak zwykle przy takich okazjach dość chaotycznych i niejasnych. Warto się jednak zastanowić nad znaczącą zmianą, którą można ukazać w kontrze do podróży do Afryki Benedykta XVI.
Gdy w 2009 r. na Czarny Ląd udawał się papież Ratzinger,
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.